ASTRID Z BULLERBYN
- Jolanta Próchniewicz
- Dziecko
- Odsłony: 7302
Mija właśnie 10 lat: 28 stycznia 2002 r. zmarła w Sztokholmie Astrid Lindgren. Miała 94 lata. Jej książki przetłumaczono na ponad 30 języków, suma nakładów sięga kilkadziesiąt milionów egzemplarzy, na podstawie jej książek nakręcono kilkanaście filmów. Znana była dzieciom na całym świecie – a także i dorosłym, którzy przecież też kiedyś byli dziećmi...
Smolandia – kraina jezior i lasów
Urodziłam się w starym, czerwonym domu otoczonym jabłoniami. Posiadłość, w której mieszkaliśmy, nazywa się Näs i leży w pobliżu Vimmerby, małego miasteczka w Smolandii. Ja byłam dzieckiem numer dwa, a z czasem urodziło się jeszcze dwoje dzieci. Było nas zatem czworo rodzeństwa i żyliśmy w Näs beztroskim życiem Bullerbyn, w zasadzie zupełnie jak w książce o dzieciach z Bullerbyn.
Smolandia to kraina w południowej Szwecji, kraina jezior i lasów. I chociaż cała Szwecja pokryta jest lasami (ponad 60% powierzchni) i w całym kraju jest ponad 100 tys. jezior, to Smolandia jest szczególnie piękna. A jej krajobraz – wioski, rozrzucone po lasach, nad jeziorami, i małe miasteczka – to miejsca, gdzie toczy się akcja wielu książek Astrid Lindgren. Wiem bardzo dokładnie, jak to jest – czy raczej jak to było – być wiejskim dzieckiem w Smolandii i dzieckiem w małym miasteczku. Dlatego jej bohaterowie żyją tak, jak ona żyła w dzieciństwie i młodości. Potem wyjechała do Sztokholmu, tam zdobyła wykształcenie, zna-lazła pracę i wyszła za mąż. Mieszkała w centrum Sztokholmu, na Starym Mieście i dlatego Karlson z Dachu lata na dzielnicą Vasastan, bo to środowisko znam tak dobrze. Mieszkałam tam prawie 50 lat! Jednak jej domem była Smolandia – kiedy dzieci dorosły, pozakładały ro-dziny, a mąż zmarł – wróciła do Vimmerby; i chociaż dostęp do pisarki był niemożliwy, co jest zupełnie zrozumiałe, miasteczko dzięki niej stało się atrakcją turystyczną.
Przygoda z pisaniem rozpoczęła się w 1941 roku: moja siedmioletnia córeczka Karin leżała chora i jak to zwykle chore dzieci marudziła: „Opowiedz mi coś”. Pewnego razu, kiedy byłam bardzo zmęczona, zapytałam: „O czym mam opowiedzieć?” odpowiedziała: „Opowiedz o Pippi Langstrump” (po polsku: Fizia Pończoszanka). Wymyśliła to imię dokładnie w tym momencie. Nie wiedziałam, kim była Pippi Langstrump, ale zaczęłam opowiadać. Ponieważ imię było dziwne, musiała to też być dziwna dziewczynka. Karin – a później także jej koleżanki i koledzy – od razu pokochali Pippi. Musiałam im więc ciągle na nowo opowiadać. Parę lat później (w 1944 roku) zwichnęłam nogę i musiałam leżeć w łóżku. W maju przypadały 10 urodziny Karin i wpadłam na pomysł, żeby spisać opowieści o Pippi i dać jej w prezencie. W 1945 roku wydawnictwo Raben i Sjögren ogłosiło konkurs na książkę dla dzieci. Wysłałam maszynopis o Pippi i zdobyłam pierwszą nagrodę. Potem był Detektyw Blomkvist, potem pierwsze opowiadania o dzieciach z Bullerbyn i tak powstało ponad 30 książek, kilka sztuk, scenariusze do filmów, seriale radiowe i telewizyjne.
„Piszę o tym, co znam”
W czym tkwi tajemnica niebywałego uroku książek Astrid Lindgren? Każdy ma swoją ulubioną, wracamy do nich myślą pomimo upływu lat, niektóre fragmenty umiemy nawet na pamięć: Nazywam się Lisa. Jestem dziewczynką, to chyba od razu widać z imienia. Mam sie-dem lat i wkrótce skończę osiem…
Każdy z nas chętnie wraca myślą do „kraju lat dziecinnych”, jak w Bullerbyn. Każdy chce, żeby dobro zwyciężyło, jak u braci Lwie Serce; każdy cieszy się, kiedy ludzie się pogo-dzą, jak Ronja, córka rozbójnika; każdy chyba marzył o lataniu, jak Karlson z dachu; no a Pipi? Ileż jeszcze marzeń można było zrealizować, czytając jej książki! I do ilu pięknych wspomnień można wrócić, czytając je po latach! Autorka w jednym z wywiadów, odpowiada-jąc na pytanie o niebywałą popularność jej książek, odpowiedziała: Piszę o tym, co znam, dla-tego tak mi to wychodzi.
Jej książki są lekarstwem na nudę, na smutek, na brak nadziei, na pesymizm; są po-wrotem do beztroski dzieciństwa, ale i do bezpiecznej przyszłości. Są marzeniem i spełnie-niem, bo zawsze zwycięża tam dobro.