Fotolia_47957917_XSŁacińskie słowo acceptatio (dosłownie „przyjmowanie”), oznacza wyrażenie zgody, potwierdzenie. Nie oznacza aprobaty. Jest bliższe nieosądzaniu, przyjmowaniu spraw takimi, jakimi są.

Przy takim rozumieniu samoakceptacja to zgoda na doświadczanie wszystkiego, co jest naszym udziałem: uzmysławianie sobie myśli, które się pojawiają, uczuć, pragnień, dokonywanych czynów. Jakikolwiek aspekt siebie, zarówno w sensie fizycznym, czyli nasze ciało, jak i w sensie psychicznym – myśli, marzenia, uczucia, czyny – uznajemy za własne, nie odcinamy od nich, nie uznajemy za „nie-ja”, czyli utożsamiamy się z nimi. Samoakceptacja wynika ze samoświadomości i jest wzięciem odpowiedzialności za siebie – ja tak myślę, czuję, zrobiłem. Nie jest to lubienie czegoś czy chwalenie siebie; jest przyjęciem do wiadomości i uznaniem. Tak rozumiana samoakceptacja jest wstępem i warunkiem do pracy nad sobą i warunkiem rozwoju.

Brak samoakceptacji ma najczęściej źródło w dzieciństwie – gdy rodzice nie akceptują dziecka lub jakiejś jego cechy, na przykład płci, temperamentu, zainteresowań, słabości, ułomności fizycznych, możliwości intelektualnych, uczuć, zachowań czy potrzeb. Przejawia się to nadmiernymi i/lub nieadekwatnymi wymaganiami rodziców, ich ciągłym niezadowoleniem z dziecka (za mało, nie tak), porównywaniem dziecka z „lepszymi” dziećmi. Podobnie, gdy rodzice traktują dziecko instrumentalnie, tzn. dla zaspokojenia różnych własnych potrzeb, a także, gdy tak traktują dziecko inne ważne osoby w życiu dziecka – dziadkowie, nauczyciele, rówieśnicy.

Dziecko, doświadczając takiego traktowania i odbierając takie komunikaty, uczy się patrzeć na siebie jako na kogoś nieudanego, brzydkiego, głupiego, gorszego od innych, takiego, którego potrzeb nie można zaspokoić i nie można pokochać.

Ponieważ jest to stan trudny do zniesienia – bo potrzeba bycia kochanym i akceptowanym przez innych i potrzeba przynależności należą do naszych najbardziej podstawowych potrzeb i nigdy nie ustają – to już małe dzieci intuicyjnie zaczynają „zakładać maski”, czyli udają, że są kimś innym. Rodzi to daleko idące i poważne konsekwencje, takie jak zatrzymanie w rozwoju, zagubienie lub nierozpoznanie swojej tożsamości, pragnień, celów życiowych, powołania. Powoduje gromadzenie się trudnych uczuć – frustracji, złości, zagubienia, żalu i może być jedną z przyczyn zaburzeń w sferze psychiki, na przykład wejście w uzależnienie, które jest kryjówką, umożliwia ucieczkę od rzeczywistości.

To, jak postrzegamy siebie, ma wpływ na nasze samopoczucie, zachowania, funkcjonowanie i relacje z innymi. Akceptując siebie –zarówno swoje mocne, jak i słabe strony, nie gramy przed innymi kogoś, kim nie jesteśmy. W relacjach z innymi ujawniamy swoje uczucia, otwarcie wyrażamy swoje zdanie, prosimy o pomoc, wyrażamy wdzięczność. Nie udajemy, że jest inaczej, niż jest w rzeczywistości.

Akceptacja siebie, historii swego życia i powołania niezbędna jest także w życiu duchowym. W głębi serca wielu z nas jest bunt przeciw życiu, sobie, Bogu. Ta niezgoda na siebie i świat, w jakim postawiła nas Opatrzność objawia się w wielu konfliktach wewnętrznych i zewnętrznych. Zabierają nam one dużo energii, która mogłaby być wykorzystana do osiągania innych, konstruktywnych celów. Niekiedy, zamiast akceptować to, co mamy, wstydzimy się swoich braków, staramy się je kamuflować, udawać kogoś innego, zakładać maski, by upodobnić się do innych lub ich oczekiwań. Czasem przyjmujemy rolę ofiary, obwiniamy innych za nasze nieudane życie; tworzymy sobie świat własnych iluzji. Kiedy indziej nie doceniamy, lub nawet nie chcemy przyjąć otrzymanych darów, talentów i możliwości. Zniekształcamy obraz samego siebie, zaniżamy samoocenę, pomniejszamy swoje talenty i wykonane prace, pozujemy na „pokornego”. Tymczasem prawdziwa pokora nie jest umniejszaniem siebie, ani własnych darów i owoców własnej pracy. Prawdziwa pokora oznacza stawanie w prawdzie, poznawanie i przyjmowanie siebie takim, jakim się jest.

.

Brak akceptacji prowadzi do nieustannego porównywania się z innymi. Nie odczytujemy wówczas własnej wartości i godności jako dzieci stworzonych i kochanych przez Boga, ale oceniamy własną wartość w odniesieniu do drugich osób. Takie porównywanie się prowadzi do pychy, lekceważenia i pogardy dla innych albo do zgorzknienia, kompleksów, poczucia bezwartościowości, ale także do zazdrości, agresji i perfekcjonizmu.

Z akceptacji siebie wypływają też właściwe relacje do innych. Gdy dobrze (czyli adekwatnie) oceniamy samych siebie, jesteśmy zadowoleni z naszej pozycji i roli społecznej – łatwiej nam przyjąć życzliwą i pomocną postawę wobec innych ludzi; łatwiej nam zaakceptować ich braki i słabości i cieszyć się z ich dóbr i sukcesów. Właściwa samoocena pomaga też przeżywać bliski kontakt z Bogiem, doświadczać Jego miłości i być wdzięcznym.