zakupy i dzieciWczoraj wieczorem zostałam oszołomiona przez świat „HAPPY”. Ostatnio coraz rzadziej włączamy telewizor, ale maluchy zapragnęły bajek, więc po dość męczącym dla mnie dniu, uległam namowom i bajkowa telewizja zagościła na godzinę w dużym pokoju.

Jeśli ktoś pozwala dziecku na oglądanie programu TV przez dwie, trzy godziny dziennie, to musi mieć świadomość, że aplikuje swojej latorośli treści (lub raczej ich brak) z minimum dwustu spotów reklamowych. Ponieważ krzątając się po domu spoglądałam od czasu do czasu na ekran, zostałam mimo woli zaatakowana przez jedyny, słuszny świat z emitowanych co chwilę reklam w stylu „HAPPY”.

Happy jest np. szybkie, plastikowe jedzenie, kukurydza w puszce, jednorazowe pieluszki, żelki, papryka, proszek do prania i dezodorant przeciwpotny. Ja chyba nie udźwignę tyle szczęścia wokół siebie, a przecież lista produktów „HAPPY” mogłaby być jeszcze dłuższa.

Przyzwyczajam się do tego, że do języka polskiego wchodzi coraz więcej słów z języka angielskiego. Boli mnie fakt, że już nawet poczta głosowa w telefonach moich rodaków używa „english’a” (jak mawiają moje dorastające dzieci). No ale cóż – efekt globalizacji.  Wczoraj jednak dotarło do mnie, że powinniśmy z mężem przystąpić w naszym domu do wzmożonej kampanii informacyjnej pod hasłem: Cały ten świat jest nie tylko happy.

Najczęściej zarzucamy nasze dzieci bezgranicznym i wszechogarniającym je szczęściem. Czasami łapiemy się na tym, że właściwie są to przede wszystkim materialne gadżety. W rozumieniu wielu rodziców wychowywanie w szczęśliwości to ich podstawowy obowiązek. Ta szczęśliwość wiąże się z komputerem na biurku, edukacją, fajnymi ciuchami, wyjazdami, organizacją wolnego czasu, ale tylko wg klucza: rekreacja, kultura, sport, itd…

Tymczasem „skołowany dzisiejszy człowiek kręci się w kółko szybciej niż wskazówki zegara, nie zauważając, że czas podąża naprzód i że pośpiech wcale nie oszczędza czasu, lecz niszczy raczej to, do czego ów czas został człowiekowi dany… Magiczno – elektroniczna – halucynogenna pseudokultura coraz skuteczniej pogrąża nas w nieuwagę, w niepamięć, w niepowagę, w niewolę, w nierzeczywistość, w jakiś rodzaj niebytu, niby-życia. To powtarzające się w powyższych wyrazach „nie” neguje jakby to, co naprawdę człowiecze, Boże, sensowne, piękne, dobre i prawdziwe oraz czyni powoli człowieka nieludzkim, a życie staje coraz trudniejszym do zniesienia (choćby coraz częstsze znudzenie wszystkim). Najgorzej, że większość z nas przywyka do tego i sądzi, że inaczej żyć nie można, bo „tak wszyscy”, bo „takie czasy”, bo „takie jest życie”…

Ciśnie mi się na myśl - cytat z piosenek kabaretu OTTO: „i na dodatek zasmażka” – tym razem w stylu „happy”.

Włączamy piąty bieg, a właściwie dziki pęd. Wyłączamy zamyślenie, refleksję, uciekamy od ciszy. Normalnie wszystko jest  happy, pod warunkiem, ze kupuję, konsumuję, jestem szczęściarzem, nawet w momencie, kiedy wcale nim nie jestem, bo właśnie przeżywam drugą rozprawę rozwodową…

Nasze dzieci powinny wiedzieć, że czasami trzeba się w życiu zasmucić, na przykład z powodu śmierci kogoś bliskiego. Na pewne rzeczy trzeba sobie zasłużyć, ciężko na nie zapracować.  W życiu trzeba uklęknąć i są sprawy bardzo ważne.

Śmiech i zabawy są bardzo potrzebne, jednak  wychowując trzeba przygotowywać nasze pociechy do właściwego traktowania SACRUM. Dzisiaj coraz mniej młodych ludzi wie, jak można odnosić się do czegoś lub kogoś z należną   P O W A G Ą.  Większość bowiem docierających do nich przekazów nie mówi, ale wręcz krzyczy, żeby nie być ani trochę poważnym, bo za tym kryje się obciach. Trzeba być przede wszystkim „na czasie”, na fali, „na topie”, cool, a najlepiej „mega krejzolką” lub „mega krejzolem”, a więc bardzo szalonym, raczej nieobliczalnym i zaskakującym człowiekiem. A na dodatek za wszelką cenę   h a p p y.

Warto się zatrzymać, a jeśli mamy dzieci, które jeszcze nas – rodziców słuchają, włożyć trochę wysiłku w to, by nie wszystko sprowadzało się do rozrywki, konsumpcji, oglądactwa…

Jak to robić? Przeczytacie już wkrótce.

(wykorzystano fragment: „Jaki tydzień, takie życie”, br. T.Ruciński, Wyd. Sióstr Służebniczek NMP Śląskich)