aborcja5Dlaczego organizacje zajmujące się tzw. prawami reprodukcyjnymi kobiet promują aborcję i tabletki antykoncepcyjne? Co z tego wynika?

Odpowiedź na te pytania jest bardziej skomplikowana, niż się może wydawać. Oczywiście, niektóre robią to wyłącznie z pobudek ideologicznych. Ideologia ta ma jednak konsekwencje praktyczne. Polega na tym, że dzięki jej rozpowszechnianiu rozszerza się popyt. Korzystają na tym firmy, które danych „towarów” dostarczają. Ktoś przecież musi sprzedać tabletki czy przeprowadzić aborcję. I ktoś musi za to zapłacić. I tu dochodzimy do drugiej potencjalnej motywacji – pieniędzy.

Feministki nie chcą płacić

Zacznijmy jednak od samej ideologii. Grupy zajmujące się tzw. prawami reprodukcyjnymi związane są z ideologią feminizmu, głoszącą postulat niezależności kobiety, także finansowej, i swobody decydowania o „swoim ciele”. Według tej teorii, kobiety powinny mieć prawo do zażywania tabletek antykoncepcyjnych. Powinny również mieć prawo do aborcji, czyli decydowania o poczętym życiu. Jest to radykalne podejście, traktujące życie jako przedmiot, którego można się pozbyć. Wiele kobiet nie zgadza się z tą teorią. To zrozumiałe. Niezrozumiałe za to jest to, że teoria feministyczna nie każe kobiecie samej płacić za tzw. zabieg aborcyjny i środki antykoncepcyjne. Jak to jest, że – jeśli według tej teorii- kobieta ma być niezależna finansowo, rachunki za jej tabletki ma płacić ktoś inny? Póki co, polska władza nie ulega żądaniom organizacji feministycznych, domagającym się refundacji tych tabletek i legalizacji aborcji. Obecna sytuacja w USA, gdzie aborcja na żądanie jest legalna i przeprowadzana w prywatnych (ale silnie dotowanych) klinikach pokazuje, jak daleko takie postulaty mogą zajść. Tamtejsze organizacje kobiece chciały wykorzystać reformę zdrowia do zmuszenia podatników do finansowania każdej aborcji. Jak widać, apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Milion dolarów dziennie

Organizacje te już teraz korzystają z pieniędzy podatników, przerzucając koszty swojej działalności na innych. Dla przykładu, organizacja posiadająca największą sieć klinik aborcyjnych w USA: Planned Parenthood Federation of America (PP) dostaje każdego dnia MILION dolarów z kieszeni podatników – nie dlatego, że oferuje aborcję, ale dlatego, że jej misja zawiera szerszą działalność związaną z tzw. prawami reprodukcyjnymi, edukacją seksualną itp. W ten sposób z pieniędzy podatników tworzone są organizacje o ogromnych wpływach, pomimo tego, że są one uważane za kontrowersyjne. Lobby aborcyjne bez problemów wydaje milion dol. rocznie na bezpośredni lobbing w amerykańskim Kongresie (wg Center for Responsible Politics). Całkiem niezłe pieniądze zarabiają szefowe amerykańskich grup walczących o prawa reprodukcyjne. Szefowa prowadzącej lobbing Population Action International zarobiła w 2008 roku ponad 279  tys. dol., zaś szefowa Center for Reproductive Rights w tym samym roku ponad 246 tys. dolarów. Okazuje się, że grupom tym nie wystarczy opłacanie ich działalności przez podatników. Udaje im się nawet nieźle przy okazji zarabiać.

Amerykańskie organizacje sponsorują

Wracając do praktycznych konsekwencji ideologii. Polskie grupy walczące o tzw. prawa kobiet otrzymały w ostatnich latach pomoc finansową od różnych organizacji z USA, np. od International Women’s Health Coalition czy Global Fund for Women. Wśród organizacji, które przekazały pieniądze polskiej Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny (Federa) była także Population Action International. Za to Center for Reproductive Rights pomagał Federze w zaskarżaniu polskiego rządu w głośnej sprawie aborcyjnej. Stąd wiadomo, że amerykańskie grupy chcą pomóc polskim odpowiednikom w osiągnięciu celów – zagwarantowaniu aborcji i środków antykoncepcyjnych. Czy powinniśmy je traktować jako zwykłe grupy, które działają w myśl filantropii, altruizmu czy kobiecego solidaryzmu? Kto chce, ten może w to wierzyć. Z drugiej strony, można zastanawiać się, kto na tym w Polsce korzysta i kto ma jeszcze szansę zyskać.

Amerykańskie firmy zarabiają

A na te pytania można częściowo odpowiedzieć już teraz. Weźmy na początek rynek środków antykoncepcyjnych. Na pewno z dostępności produktów  antykoncepcyjnych zadowolone są te kobiety, które z nich korzystają. To one właśnie skorzystają jeszcze bardziej, jeśli Federa wywalczy dla nich ich refundację. Nie da się jednak ukryć, że zarabiają na tym już teraz także różne amerykańskie firmy, pomimo że polski rynek np. w porównaniu z chińskim, rosyjskim czy indyjskim, mało dla nich znaczy. Wśród tych firm jest potentat farmaceutyczny Pfizer, który w 2004 r. przekazał Towarzystwu Rozwoju Rodziny (które jest częścią Federy) 43 tys. dolarów „na szkolenie młodych lekarzy w celu poprawy jakości zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego”. Pfizer jest producentem dostępnego w Polsce antykoncepcyjnego zastrzyku domięśniowego Depo-Provera. Drugą firmą jest Merck (MSD), który połączył się z Schering Plough, i tym samym przejął produkt produkowany niegdyś przez Organon - dopochwowy pierścień Nuva-Ring. Merck jest także producentem szczególnie kontrowersyjnej szczepionki przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego: Gardasil, dostępnej w Polsce pod nazwą Silgard. Na plastrze antykoncepcyjnym Evra zarabia trzecia amerykańska gigantyczna firma Johnson & Johnson (po przejęciu firmy Ortho-McNeil-Janssen Pharmaceuticals). Wiele tabletek antykoncepcyjnych jest także produkowanych przez amerykańskie firmy: Pfizer, Wyeth (obecnie część Pfizer) czy Organon (obecnie Merck).

Konflikt interesów?

Możemy dalej zastanawiać się, kto może jeszcze zarobić, zwłaszcza jeśli chodzi o aborcję. Na to pytanie nie możemy odpowiedzieć z całą pewnością, gdyż aborcja w Polsce jest praktycznie nielegalna. Gdyby stała się legalna, przeprowadzana byłyby pewnie w pierwszym trymestrze np. za pomocą plastikowej aparatury odsysającej. Aparatura ta (tzw. MVA: Manual vacuum aspirator- ręczny aspirator próżniowy) produkowana jest przez amerykański Ipas – organizacją ze statusem non-profit i przychodem ponad 38 milionów dol. (2008-09 r.). Prezeska tej organizacji zarobiła w ostatnim roku 210 tys. dol. rocznie. Ipas zagwarantował Federze finansowe wsparcie na tłumaczenie na angielski publikacji „Piekło kobiet”, zawierającej historie kobiet związane z aborcją (2006 r.).  Co więcej, z raportu: “There’s nothing you could do if your rights were being violated: Monitoring Millennium Development Goals in relation to HIV-positive women’s rights” wynika, że Federa była partnerem Ipas w latach 2005-06. Każdy partner otrzymał za tę pracę 2 tys. dol. w 2005 r. i 2 i pół tysiąca w 2006 r. Ze strony internetowej Federacji możemy dowiedzieć się także, że zamieszczone tam informacje dotyczące aborcji zostały opracowane na podstawie dwóch publikacji Ipas. Ipas był także fundatorem organizacji Międzynarodowe Konsorcjum na rzecz Aborcji Farmakologicznej (International Consortium for Medical Abortion), która zorganizowała niedawno konferencję w Lizbonie (w marcu 2010 r.) zatytułowaną „Rozszerzanie dostępu do aborcji medycznej: Budowanie na Dwóch Dekadach Doświadczeń” (Expanding Access to Medical Abortion – Building on Two Decades of Experience”). Jak pisze Ipas, na konferencji obecnych było 170 providerów aborcji i aktywistów z całego świata. „Członkowie panelów dyskusyjnych z całego świata wymieniali [na niej] pomysły, jak zwiększyć dostęp do aborcji farmakologicznej”. Jeden z odczytów zatytułowany był “Mobilizowanie providerów do politycznego aktywizmu na rzecz aborcji farmakologicznej” (Mobilizing providers for political advocacy of medical abortion). Na konferencji obecna była Wanda Nowicka. Sponsorami jej uczestników byli m.in: Concept Foundation (stworzyła nowy produkt do przeprowadzania aborcji farmakologicznej), Marie Stopes International (największy provider aborcji w Anglii), Women on Waves (Kobiety na Falach, które przypłynęły do Polski na statku Langenort w 2003 r.), a donatorem Ipas. Czy mamy traktować taką współpracę jako wyraz bezinteresownej pomocy dla kobiet, czy raczej pomoc w promocji produktów aborcyjnych? Czy można robić obie te rzeczy jednocześnie, nie popadając w konflikt interesów? Analogicznie: czy mamy wierzyć, że przy ogłoszonej pandemii tzw. świńskiej grypy firmom farmaceutycznym chodziło tylko o ratowanie ludzi, a wcale nie o zarobienie na sprzedaży szczepionek? Póki co, Ipas przyznał, że zamknął swój program w Polsce i całej Europie Wschodniej. Skoro uważa, że „piekło aborcyjne” polskich kobiet nadal trwa, dlaczego nie trwa w pomocy? Jak dotąd nie udzielił na to odpowiedzi. *

Możliwe, że osoby zajmujące się tzw. prawami reprodukcyjnymi nie widzą komercyjnych konsekwencji działań mających, w ich odczuciu, pomóc kobietom. Właściwie całkiem możliwe jest, że niektóre kobiety, zwłaszcza młode wolontariuszki, w ogóle nie zdają sobie z tego sprawy. Niemniej jednak mogłyby zastanowić się nad praktycznymi konsekwencjami propagowania własnej ideologii. Antykoncepcja i aborcja, nawet jeśli oferowana w ramach publicznego sektora zdrowia, generuje rachunki, które ktoś dostaje i ktoś płaci. Ktoś na tym zarabia. W (ekonomicznej) rzeczywistości żadnymi sposobami nie da się tego obejść. Może być tak, że nieświadome feministki pośrednio pracują w istocie dla gigantycznych amerykańskich koncernów, które pewnie same uznałyby  za „chciwych kapitalistycznych wyzyskiwaczy”.

* P.S Być może woli współpracować w ramach International Consortium for Medical Abortion (Międzynarodowe Konsorcjum na rzecz Aborcji Farmakologicznej), którego zresztą był fundatorem.

Artykuł ukazał się w „Najwyższym Czasie”, w maju 2010 r.