Piotr_i_JoannaŚwięta Joanna Beretta Mola jest wzywana szczególnie przez zrozpaczone matki. 30 lat po śmierci Joanna Beretta-Molla została beatyfikowana w Rzymie przez Jana Pawła II. Dziś mija 49 lat od jej odejścia.

Chrześcijańska matka
Oczekując w wieku 39 lat czwartego dziecka, Joanna dowiaduje się, że ma złośliwego guza macicy. Usunąć nowotwór? Operacja byłaby połączona z przerwaniem ciąży. Mola Jest lekarzem chirurgiem i pediatrą. Zgadza się, by usunięto guz dopiero wtedy, gdy nie będzie niebezpieczeństwa dla dziecka.

Przez siedem miesięcy życia ze świadomością umierania porządkuje swe rzeczy, jak gdyby miała się udać w bardzo daleką podróż. Zachowuje uśmiech. Savina, młoda służąca, zaświadczyła: „Zawsze widziałam ją zadowoloną, nawet w ostatnich miesiącach jej życia. Nigdy się nie uskarżała.” Za nic na świecie nie opuściłaby codziennej Mszy św.

Rodzina

Joanna urodziła się 4 października 1922 w Magenta, w Lombardii. Była 10 dzieckiem małżeństwa żyjącego w pełni i żarliwie swą wiarą...
Niedziela w całości poświęcona była Panu: Eucharystia i nieszpory to wydarzenia, które wyznaczały główne punkty dnia. Starsi towarzyszyli ojcu w odwiedzinach samotnych, chorych i biednych. Wszystko, co rodzina zdołała zaoszczędzić, było przeznaczone, aby dostarczyć odrobinę radości biednym i opuszczonym.

Żona i mama
24 września 1955 ks. Józef Beretta asystuje przy ślubie Piotra i Joanny w kościele w Magnenta, gdzie została ochrzczona. Daje swej siostrze przykład ich matki, „zawsze uśmiechniętej, uległej, cierpliwej, aktywnej, zawsze zjednoczonej z Bogiem, zarówno w radości jak i w cierpieniu.” Taka właśnie będzie droga Joanny. Czeka ją 7 lat szczęścia, 7 krótkich lat, które doprowadzą ją na Kalwarię.
Małżeństwo osiedla się w Pontenuovo między Magnenta a Mediolanem, w służbowym domu. „Czynić jedynie to, co jest zgodne z wolą Bożą i z moralnością autentycznie chrześcijańską”. Oto teologia małżeńska Joanny, zgodnie z określeniem jej małżonka. Nadal wykonuje zawód lekarza w Mesero. Od czasu do czasu towarzyszy Piotrowi w podróżach za granicę. Jadą na koncert i do teatru do Mediolanu, jeżdżą na nartach w Alpach. Normalne życie wykształconego małżeństwa. Dni kończą się różańcem.
19 listopada 1956 Joanna rodzi swego pierworodnego. Jej radość matki jest pełna i doskonała. Dziecko jest poświęcone Najświętszej Dziewicy. Rok po Piotrze-Ludwiku rodzi się Maria-Zyta. Ciąża była dotkliwa. To wspomnienie szybko się zaciera: «Powinniśmy naprawdę podziękować Panu za to, że dał nam dwa wielkie skarby tak piękne, zdrowe i mocne.» W chwilach nieobecności ojca pisze do niego listy pełne uczucia o życiu swoim i dzieci. Jest zadowoloną małżonką i matką. W 1960 rodzi się Laura, która jest poświęcona Matce Bożej Dobrej Rady. Ciążę i poród przeżyła w cierpieniu. Jednak nigdy nie słychać najmniejszej skargi tej mamy w oczekiwaniu na dziecko. Joanna wychowuje swe pociechy pokojowo, bez podnoszenia głosu, prowadzi je bardzo wcześnie na Mszę św. Każdego wieczoru robi z nimi rachunek sumienia z dnia. Ma duszę pedagoga.
Nowa ciąża - w sierpniu 1961, potem od 2 miesiąca tragiczne odkrycie. Kapłanowi, który przyszedł ją wyspowiadać i przyniósł Komunię, mówi: „Mam ufność w Bogu, tak. Teraz mam wypełnić mój obowiązek matki. Ponawiam przed Panem ofiarę z mojego życia. Jestem gotowa na wszystko, byle tylko ocalono moje dziecko.”
Zdecydowanie Joanny czyni operację bardzo delikatną. Szew na macicy po usunięciu włókniaka grozi rozerwaniem w 4 i 5 miesiącu i śmiercią matki. Joanna wie to wszystko. Modli się i prosi o modlitwę, nie o swoje ocalenie, lecz aby nie stracić dziecka. Uaktywnia się w służbie dla rodziny, a nawet udziela konsultacji. Jednakże wie, co ją czeka: "Najtrudniejsze ma dopiero nadejść", mówi do swego brata, kapłana. Nadchodzi czas rozwiązania. "Idę do szpitala i nie jestem pewna, czy wrócę do domu", mówi do przyjaciółki. "Módl się za mnie, ponieważ się boję. Módl się, aby udało mi się dobrze spełnić wolę Bożą" zwierza się innej. Usiłuje się ją przekonać, że nie powinna się poświęcać: ma 3 dzieci. Odpowiada zawsze: "Chcę, aby moje dziecko żyło".
W Wielki Piątek 20 kwietnia 1962 idzie na oddział położniczy w Monza: „Jestem gotowa na wszystko, czego Bóg będzie chciał”, powtarza. Poród jest długi i niewypowiedzianie bolesny. Joanna-Emmanuela przychodzi na świat w Wielką Sobotę rano. Wspaniały noworodek: 4,5 kg. Stan matki pogarsza się nagle. Straszliwie cierpi, ma między zębami chusteczkę, aby lepiej zapanować nad silnym bólem i uniknąć jęków. „Gdybyś wiedziała, jak się cierpi, kiedy musi się umierać pozostawiając małe dzieci”, mówi do swej siostry Wirginii, która powróciła pośpiesznie z Indii. Ma jeszcze siłę, by powierzyć dzieci swej siostrze i dać wskazania im i mężowi. Pozostaje troska, że jest oskarżona o porzucenie męża i dzieci. Piotr rozwiewa tę obawę mimo cierpienia.
W środę po Wielkanocy zaczyna konać, całuje krzyż misyjny Wirginii powtarzając: „Jezu, kocham Cię.” Chwila wytchnienia. Mówi do męża: „Byłam już w tamtym świecie. Gdybyś wiedział, co widziałam!” 28 kwietnia 1962 o 8 rano w obecności męża i czworga braci i sióstr Joanna oddaje swą piękną duszę Bogu.

Epilog: 6 kwietnia 2010 roku w Masero nieopodal Mediolanu odbyły się uroczystości pogrzebowe inż. Piotra Molli, męża św. Joanny Beretty Molli. Miał 97 lat. Został pochowany tuż obok swej świętej żony. Był wspaniałym mężem i ojcem, którego życie pozostanie ważnym świadectwem dla współczesnych mężczyzn.

Opracowano na podstawie „Vox Domini" nr 2/94, str. 5-8 i "NAszego Dziennika" 7.04.2010