pio_padre_123 września obchodziliśmy wspomnienie św. Ojca Pio, stygmatyka, mistyka z Pietrelciny,  zakonnika z Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Ten pokorny kapucyn zadziwił świat swoim życiem oddanym bez reszty modlitwie i słuchaniu braci. Ojciec Pio – Francesco Forgione – urodził się w Pietrelcinie (na południu Włoch) 25 maja 1887 r., w ubogiej i prostej rodzinie.

Pomimo słabego zdrowia w piętnastym roku życia zdecydował się poświęcić służbie Bożej w zakonie kapucynów. Pragnął bardzo być kapłanem i naśladować św. Franciszka. W 1910 r. po studiach seminaryjnych, przyjął święcenia kapłańskie.

Doskonała jedność

Pośród wielu darów, jakimi Bóg obdarzył tego pokornego zakonnika są stygmaty. Stygmaty Ojca Pio to jego wielkoduszna odpowiedź Jezusowi, żar miłości przenikał duszę i ciało zakonnika, ból, cierpienie to jego nieodłączni towarzysze, to wyraz doskonałego zjednoczenie z Jezusem Ukrzyżowanym, by „dopełnić w swoim ciele cierpień Jezusa”.  Ojciec Pio nie jest pierwszym stygmatykiem. W dziejach Kościoła odnotowano ponad 350 stygmatyków, m.in. św. Franciszka z Asyżu i św. Katarzynę ze Sieny. Przez 50 lat miliony pielgrzymów z całego świata odwiedziły San Giovanni Rotondo, by zobaczyć stygmaty - Chrystusowe rany - na rękach Ojca Pio. Lekarze próbowali odpowiedzieć na pytanie, skąd biorą się krwawe rany na dłoniach, stopach i w boku. Do dzisiaj medycyna nie wyjaśniła tego zjawiska. Jak mówił bł. Jan Paweł II: „Skupiony wyłącznie na Bogu, noszący we własnym ciele znaki męki Jezusa, był jak chleb łamany dla ludzi łaknących przebaczenia Boga Ojca. Jego stygmaty, tak jak stygmaty Franciszka z Asyżu, były dziełem i znakiem Bożego miłosierdzia, które przez krzyż Chrystusa odkupiło świat. Te otwarte i krwawiące rany mówiły o Bożej miłości do wszystkich, zwłaszcza do chorych na ciele i duszy”. Ostatecznie Ojciec Pio otrzymał stygmaty w San Giovanni Rotondo 5 sierpnia 1918 roku: "Słuchałem spowiedzi, gdy nagle zdrętwiałem z przerażenia: przed oczami mego umysłu stanął Niebiański Gość. Trzymał w ręku coś na kształt narzędzia podobnego do długiej, żelaznej klingi. Tym narzędziem rzucił w mą duszę. Jęknąłem. Czułem, że umieram. Chłopca, którego spowiadałem poprosiłem, by odszedł. Nie potrafię opisać moich cierpień. Miałem uczucie, jakby mi rozdzierano wnętrzności".  Trudno wyrazić, jak wielkie było cierpienie fizyczne Ojca Pio. Do swego kierownika duchowego pisał, że "chyba traci zmysły". Ta męka trwała do 20 września. Od tego dnia rany były widoczne. Ojciec Pio siedział wówczas na chórze po Mszy św. Tak opisywał tamtą chwilę: „Owładnęła mną jakaś dziwna ociężałość podobna do słodkiego snu. Cała moja dusza pogrążyła się w nieopisanym ukojeniu. Trwałem w tym stanie, gdy zobaczyłem obok siebie tajemniczą postać, której ręce, stopy i bok broczyły krwią. Przeraziłem się. Umarłbym, gdyby Pan nie podtrzymał kołaczącego w mych piersiach serca”.
Gdy tajemnicza postać zniknęła, Ojciec Pio odkrył rany na swych stopach, dłoniach i na boku. Był przekonany, że umrze z powodu upływu krwi. Współbracia widzieli, z jakim trudem Ojciec Pio dotarł do celi, pozostawiając na korytarzu krwawe ślady. Wiadomość o bracie ze stygmatami obiegła całą Europę. Lekarze kilkakrotnie badali stygmaty Ojca Pio. Pierwszym z nich był profesor Luigi Romanelli. „Przekonany jestem, że rany te nie są powierzchniowe. Rana z boku bardzo krwawi, a krew ma charakter tętniczy”. Inny naukowiec profesor Bignami zasugerował, by Ojciec Pio niczym nie smarował przez tydzień ran, to szybciej się zagoją. Gdy po ośmiu dniach ściągnięto opatrunki, rany krwawiły tak mocno, że bez przerwy trzeba było wycierać krew. Rany Ojca Pio przez pięćdziesiąt lat wyglądały tak samo. Po śmierci Ojca Pio zniknęły natychmiast. Na ciele zakonnika nie zostały nawet blizny.

Eucharystia centrum jego życia

Bł.  Jan Paweł II mówił w homilii poświęconej Ojcu Pio: „Czyż ołtarz i konfesjonał nie były dwoma biegunami jego życia?”. Gdy Papież Polak przybył do San Giovanni Rotondo w roku 1974, wspominał: „Mam jeszcze przed oczyma jego postać, jego obecność, jego słowa; widzę, jak odprawiał Mszę św. przy bocznym ołtarzu, a następnie ten konfesjonał, dokąd udawał się, aby spowiadać... ”. Na prymicyjnym obrazku Ojciec Pio znajdujemy słowa, które stały się programem jego kapłańskiego życia: „Jezu, tchnienie mego życia, oto drżący unoszę Cię do góry w misterium miłości. Obym wraz z Tobą był dla świata Drogą, Prawdą i Życiem, a dla Ciebie był świętym kapłanem, doskonałą ofiarą”. Przez ponad 58 lat, codziennie, podczas Eucharystii łączył się duchowo z Chrystusem Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym. Ostatnią Najświętszą Ofiarę sprawował 22 września 1968 r. - dzień przed swoją śmiercią. Powołanie Ojca Pio realizowało się przede wszystkim przez sprawowanie Eucharystii oraz przez sakrament pojednania i kierownictwo duchowe. W Eucharystii doświadczał - jak sam wyznał — „całej Kalwarii”. Odprawiana przez Ojca Pio o czwartej lub piątej rano — Msza Święta wpłynęła na rozkład autobusów i godziny otwarcia hoteli w San Giovanni Rotondo. Jego sakramentalna posługa przyciągała tysiące wiernych. Ludzie już od 2.30 oczekiwali w kościele. Charyzmatyczny spowiednik odmawiał często rozgrzeszenia penitentom, którzy wyznawali, iż zaniedbywali Mszę św. niedzielną. Bolał nad ich niefrasobliwością. Otrzymywali rozgrzeszenie tylko wtedy, kiedy naprawdę żałowali. W ten sposób Ojciec Pio uczył, że każda Najświętsza Ofiara ma bezgraniczną wartość. Wśród pielgrzymów w 1929 r. był pewien dziennikarz i tak przelał na papier swoje odczucia, jakie wzbudziła w nim Eucharystia sprawowana przez słynnego Kapucyna. Pisał: „Wszyscy ci, którzy byli ze mną w małym kościele Matki Bożej Łaskawej, w modlitwie towarzyszyli mu we wchodzeniu na Kalwarię i pozostawali u stóp krzyża, na nowo utwierdzając się w wierze i nadziei. (...) Wiele cudów Opatrzności przekazał Ojciec Pio ludzkim duszom i ciałom (...), ale ze wszystkich — dla mnie — cud Mszy Świętej jest największy”.  Inny świadek „Mszy Ojca Pio”, kapucyn, tak wyraził posłannictwo swego współbrata: „Tajemnica Męki była dlań stosowną, wydawał się zrodzony właśnie dla celebracji. Gdy wznosił kielich i patenę, rękawy opadały nieco i ukazywały odsłonięte rany rąk. Na nich skupiał się wzruszony wzrok obecnych i wszyscy nagle czuli się ubodzy i mizerni, zdumieni wobec tego ofiarowania (...) W czasie Komunii tłum wstrzymywał oddech. Bóg ukrzyżowany łączył się z ubogim bratem (...). Zdawało się, że ta Msza jednała dusze, pozwalała zapomnieć zło, dawała odczuć radość z bycia braćmi i pielgrzymami...”. Eucharystia, nieskończenie owocna jako źródło łask dla samego Ojca Pio, była również skuteczna dla tych, którzy byli jej świadkami. Jeden z nich stwierdził, że kiedy Ojciec odprawiał Mszę św., „nie można się było zmęczyć patrzeniem na niego”. W kościele była całkowita cisza. Ludzie, wpatrzeni w skupieniu oblicze kapłana, kontemplowali dokonujące się na ołtarzu tajemnice. Do San Giovanni Rotondo przybywali nie tylko katolicy, ale również zagorzali ateiści, ciekawscy, niewierzący. Podczas Eucharystii sprawowanej przez Ojca Pio wielu z nich wracało do wiary.

Więzień konfesjonału

Ojciec Pio poświęcił się bez reszty konfesjonałowi. Spowiadał przez 52 lata. Był  mistrzem ludzkich sumień. Wielu mówiło, że każdego "widzi od środka". By wyspowiadać się u Ojca Pio w San Giovanni Rotondo, pielgrzymi z najdalszych zakątków świata czekali nawet dwa tygodnie. Wokół klasztoru rozbijali namioty albo spali pod gołym niebem. Otrzymywali numerki imienne i czekali na swoją kolej. Porządku pilnowali dyżurni. Dokładnie nie wiadomo, ilu ludzi wyspowiadał Ojciec Pio. Zanotowano, że w 1943 r. w ciągu dwóch miesięcy ponad 3000 osób odwiedziło San Giovanni Rotondo. Chętnych do spowiedzi zgłaszało się tak wielu, że porządkowi odsyłali ich do innych spowiedników albo wręczali kartkę z informacją: „jeśli masz ochotę rozmawiać z Ojcem Pio, lepiej zrezygnuj zawczasu, bo on jest od spowiadania, a nie od rozmówek”. Ojciec Pio wymagał, by wierni wyznawali wszystkie grzechy. Jeśli ktoś zataił winę, spowiednik odsyłał go i mówił, że nie ma dla niego czasu. Przy jego konfesjonale nawróciły się tysiące osób. Obcokrajowcy, pomimo obaw co do bariery językowej, z ulgą stwierdzali, że Ojciec Pio zna ich język. Zakonnik uważał to za coś naturalnego i odwoływał się do swojego Anioła Stróża, który jego tłumaczem.

Św. Ojcze Pio, Twoja miłość oczyszczona przez cierpienie, przyciągała rzesze serc do Chrystusa i Jego Ewangelii – módl sią za nami, abyśmy zakorzeniali swoją codzienność w najdoskonalszej szkole miłości – w Krzyżu Chrystusa!

Na podstawie www. kapucyni.pl, „Głos Ojca Pio”, „Cuda i łaski”