Krzyż, umieranie, zycie... HOSPICJUM
- Elżbieta
- Z życia wzięte
- Odsłony: 6791
Gdy mój tato umierał na chorobę nowotworową, zaopiekowali się naszą rodziną ludzie z Hospicjum św. Jana Kantego w Poznaniu – Ksiądz, Lekarz, Pielęgniarki.
Tato dostał krzyż kilkutygodniowej choroby. Widziałam jego odchodzenie…
Widziałam, że zbliżył się do Boga. W cierpieniu poznał Go osobiście. Po wielu latach przystąpił do Spowiedzi Świętej i przyjął Eucharystię. Zdążył też na łożu śmierci pogodzić się z najbliższymi - tak do końca, wybaczyć i przyjąć przebaczenie…
Towarzyszyli nam Boży wysłannicy – ludzie z Hospicjum.
„Obmywali nogi” – pomagali w pielęgnacji, służyli obecnością, modlitwą, radą i konkretną pomocą materialną – przywozili leki, odżywki, napoje. Z cierpliwością i życzliwością byli na każde zawołanie, odpowiadali na każdy telefon.
Kiedy tato zmarł, jego twarz wyglądała na rozpromienioną.
Ksiądz przyjechał do naszego domu w ciągu godziny.
Modliliśmy się, rozmawialiśmy…
***
Jezus wybiera, powołuje i wysyła swoich apostołów również dzisiaj – na przykład ludzi z Hospicjum świętego Jana Kantego.
Oni Go słuchają i służą w sposób, w jaki zostało to nakazane w Wieczerniku.
Wszystkiego jeszcze nie rozumieją, ale jak Jezus w pokorze służą, towarzyszą w bólu jak Maryja.
Nie oczekują niczego w zamian…
Dziękuję Ci Panie Jezu, że poznałam Twoich świadków.
Wierzę, ze tato jest już Tobą.