Jasiu, Jasiu…
- Roma Rejtan
- Z życia wzięte
- Odsłony: 6875
Pierwsze, co pamiętam to, że przeze mnie dostałeś lanie od Tatusia. Ja z Olą wydłubałyśmy orzechy z worka, który wisiał w garażu. Ty za to oberwałeś. Przyznałam się, ale dużo później.
10 lat to spora różnica wieku. Za szybko uciekłeś w dorosłość. 20 lat i zostałeś ojcem. Rodzice długo rozmawiali nocami. Później była sprawa w sądzie, żebyś mógł wziąć ślub. Kilka miesięcy później zostałam ciocią! Podobało mi się do momentu, kiedy musiałam pilnować szkraba. 12 –Letnia opiekunka. Pewnie, że wolałam biegać po podwórku, albo iść do koleżanki. Pamiętam, już na studiach. Przyjechałeś „w sprawie”. Odnalazłeś mnie, na swoim przecież, wydziale i szybko, szybko - jak zawsze. Obiad w „Polonii”, jeszcze chwila rozmowy na parkingu. Wsunąłeś mi w rękę pieniądze. Nie chcę… Daj spokój. Bierz, dziś ja tobie, kiedyś może ty moim dzieciom. Miałeś ich już trójkę.
Jasiu, Jasiu…
Ja też dorosłam. Wyprowadziłam się jeszcze dalej niż ty. Rzadko widywaliśmy się. Pierwsza nasza konkretna rozmowa odbyła się późno, za późno. Wróciłeś z wyprawy do Afryki. Ta twoja pasja. Piękne te motyle. Byłeś chory. Rozmawialiśmy o swoim nieudanym życiu rodzinnym, o udanych dzieciach, twoim samopoczuciu i moich troskach. Tylko znów się spieszyłeś. Dobrze, że pojechałeś wtedy do Częstochowy. Tylko, kto wiedział, że to nie to.
Nasze kontakty były ekstremalne. Tylko, kiedy było bardzo dobrze, albo bardzo źle.. Zbyszek odmówił mi pieniędzy na zaoczne studia. Ty wpłaciłeś. Paweł zaszalał. Zrobiłam przelew. Tylko ja, o tym, co robiłeś, dowiadywałam się - ot tak. Poskarżyłam się. Za dwa dni miałam telefon, że mogę studiować, wszystko załatwione.
Jasiu, zapamiętać chcę Cię jednak z naszej ostatniej wyprawy na ryby. Dawno temu. Jechaliśmy starą drogą na cypel. Włączyłam radio w samochodzie. Budka Suflera i „Takie tango”. Słyszałeś to pierwszy raz. Och, jak ci się podobało. W drodze powrotnej śpiewaliśmy razem…
Nie ma Cię już trzeci rok. Ostatni raz widziałam Cię trzy miesiące przed śmiercią Ostatniego telefonu nie zdążyłam odebrać. Nagrałeś się na sekretarkę. To był mój służbowy telefon. Kiedy zachorowałam i odeszłam na rentę, musiałam go oddać…
Brakuje mi Ciebie Braciszku… Nawet nie mogłam się z tobą pożegnać, nawet nie wiedziałabym, że umierasz… gdyby nie przyjaciele.
A w tym roku, kiedy siadaliśmy do śniadania wielkanocnego niewiadomo skąd pojawił się w salonie motyl…
Wierzę, że za wstawiennictwem twojego Świętego Patrona i św. Rocha – opiekuna weterynarzy, Dobry Bóg pozwolił ci, na swoich niebieskich łąkach, cieszyć się barwami wszystkich motyli świata, myślę.