W obliczu śmierciCztery kochane, bliskie mi osoby, chorują na nowotwór. Kilka innych pożegnałam już na cmentarzu. Pogrzeby zawsze skłaniały mnie do refleksji. Człowiek nie wie, ile mu zostało czasu na ziemi, a im częściej zadaję sobie to pytanie, tym lepiej. Ta myśl pozwala uświadomić sobie, po co żyję i w jakim celu się tu znalazłam.

Jedna z tych bliskich, chorych osób powiedziała: „Tyle rzeczy chciałabym zrobić”. Zapytałam: „Co takiego?” „Chciałabym tylko być z moimi bliskimi, z mężem, z dziećmi, patrzeć jak rosną, jak dorastają – tak po prostu.”
Człowiek w obliczu śmierci przewartościowuje swoje życie. W tym ostatnim okresie życia  dostrzega głębię istnienia. Dociera do niego, że nie są istotne dobra materialne, intratna praca, wymarzona kariera, wykształcenie; nie jest ważne to, żeby ładnie urządzić mieszkanie, świetnie się bawić – ale zupełnie co innego. Ważne jest, by kochać drugiego człowieka, będącego tuż obok: męża, żonę, dzieci, najbliższych, których właśnie najtrudniej kochać. Ciągle jesteśmy z nimi, a każdy z nas to inny świat… Czasami trudno się dogadać z najbliższym, czasami ranimy się dotkliwie; zdarza się, że między domownikami panuje gniew, rozgoryczenie, urazy, padają wzajemne oskarżenia.
Podobno święty Jan, będąc już sędziwym starcem, nieustannie powtarzał swoim uczniom „miłujcie się, miłujcie się”. Kiedyś z mężem odwiedzaliśmy starszego, bardzo bliskiego nam człowieka. Wiedzieliśmy o jego zaawansowanej, nieodwracalnej chorobie nowotworowej. Wiele razy kierował do nas słowa te same, które mówił święty apostoł: „Kochajcie się”. I dodawał, że docenia się wartość więzi i szacunku, gdy jest już bardzo późno. Ale odkrycie to i tak jest darem.

Czasami widziałam, jak przed śmiercią działała w ludziach łaska Boża – stawali się łagodni, mili, prości i szczerzy. Spadały maski, bo po co się już kamuflować? Nic się wtedy nie liczyło, tylko rzeczy najważniejsze. Wobec takiej perspektywy nie warto udawać, czy narzekać. Nieważne są wady męża czy żony, bo wartością jest to, że on, ona po prostu jest, że można być blisko siebie, przytulić się, powiedzieć coś dobrego, razem zjeść śniadanie. To wspaniale móc odrobić z dziećmi lekcje, ulepić bałwanka, porozmawiać. Przyjemnie jest posprzątać mieszkanie i ugotować smaczny obiad tak, by domownikom było miło. Żyć tak, żeby byli z nami szczęśliwi. Wszystkie najprostsze, codzienne czynności nabierają znaczenia. I nie potrzeba się nawet bardzo wysilać, bo widać, że ta troska o innych sama w sobie jest piękna i daje radość.

Kochać bliźniego to wyświadczać mu dobro – odwiedzić chorego, posprzątać mu mieszkanie, ugotować coś, wesprzeć finansowo, pomóc bezinteresownie. Każdy uczynek nabiera wartości, gdy wszystko robi się w perspektywie życia wiecznego i miłości. To nasze – ziemskie – już się kończy, więc nasuwa się pytanie: „co dobrego jeszcze chcę i mogę zrobić dla bliźniego, kimkolwiek by był i kiedykolwiek by żył?” Na co dzień nie patrzymy tak na te sprawy. Każdy w biegu, kręci się wokół pracy, domu, zajęty swoimi sprawami, z głową w ziemskim świecie. I nie postrzega jako dar danego czasu – który niestety upływa. A przecież w każdej chwili możemy choć westchnąć w czyjejś intencji, pomodlić się, nawet samym tylko pragnieniem dobra dla innych. Otworzyć serce przed Bogiem, wylać przed Nim nasze troski i ufnością zdobyć pokój dla siebie i innych. Walczyć o życie wieczne.

Tu, gdzie tykanie zegarów jeszcze coś znaczy, gdzie istnieje czas, ważna jest każda msza święta, każda Komunia Święta – dla zadośćuczynienia i dla ratowania dusz. Tu możemy wszystkie smutki, niepokoje i udręki zanurzyć w kielichu Krwi Świętej i jednoczyć się z Najwyższym. Możemy uzyskiwać odpusty, przystępować do spowiedzi świętej, by otrzymać łaskę. W życiu ziemskim dane jest nam otrzymać cierpienia i upokorzenia niezbędne dla każdej duszy. Nie ma innej drabiny do Nieba, jak tylko krzyż.
Po tej drugiej stronie nic już nie możemy dla siebie uczynić, ale na razie – jeszcze jesteśmy tutaj. Jeszcze nie jest za późno. Warto zastanowić się, co chcielibyśmy zrobić, będąc jeszcze na ziemi. Może pojednać się z kimś, wyrzucić z siebie urazy, które nie pozwalają nam żyć w pełni szczęścia? Czas całkowicie i ufnie rzucić się w ramiona kochającego Ojca z okrzykiem: „bądź wola Twoja”.