Jestem ojcem od 10 lat. Miałem dużo czasu, by się do tej roli przygotować, bo na pierwsze swoje dziecko – syna – czekałem prawie 11 lat. Kiedy byłem na sali porodowej, trzymając żonę za rękę, wydawało mi się to wszystko i proste, i straszne zarazem. Czy sprawdzę się w roli taty? Dziś, mając trójkę dzieci, choć przepełnia mnie ojcowska radość i wdzięczność, że Bóg tak nam pobłogosławił, pytań pojawia się coraz więcej. Tak, jestem ojcem. Ale czy jestem dobrym ojcem? Czy sama miłość wystarczy?

Nie, nie wystarczy. Uczenie się bycia ojcem nigdy się nie kończy. Wychowując dzieci wychowujemy także siebie. I w tym procesie powinniśmy przede wszystkim być z dzieckiem, uczestniczyć w jego sprawach, wiedzieć, z czym sobie daje radę, a w czym trzeba udzielić mu wsparcia. To jest prawdziwa ojcowska odpowiedzialność.

Dziecko jest osobą, która ma swoją godność, potrzeby, autonomię, a nie przedmiotem, który ma spełnić wyznaczone przez dorosłych role. Rodzic musi zdawać sobie sprawę z odrębności i wyjątkowości dziecka. Musi być jego przewodnikiem, przyjacielem, kimś ważnym, kimś, do kogo ma się pełne zaufanie, kogo się po prostu kocha.

Chcę dzielić się doświadczeniem bycia ojcem. Wszystko, co robię, oparte jest na miłości, zdrowym rozsądku, intuicji, ufności w Pana Boga.

Emocje

Poszedłem z synami na mecz Lecha z Polonią. Nowy stadion, wspaniała oprawa, potworny hałas w czasie meczu, niestety wulgarne słowa kibiców, wreszcie mecz, na szczęście wygrany. Emocji nie brakowało, i były to zdrowe emocje. Takie, które pogłębiają przyjaźń ojca z synami. Oby takich wspólnych, męskich przeżyć było jak najwięcej!

Zapytałem niedawno dzieci, co lubią robić z tatą i mamą. Najpierw wymieniły wspólne wypady do lasu, na boisko, gry i zabawy. Moja urocza pięciolatka na pierwszym miejscu postawiła wyprawę całej rodziny na basen. Było to dwa lata temu, a utkwiło w dziecięcej pamięci. Każdy wspólnie spędzony weekend, wspólne wyprawy do lasu, na koncert, do przyjaciół, do Kościoła, to okazja, by się lepiej poznać, przegadać problemy, nacieszyć się sobą. Są to dobre chwile, kiedy zwalniamy, rozmawiamy, uczymy się siebie.

Gorzej jest na co dzień.… Wystarczy, że któreś z dzieci szukając rano jakiegoś zeszytu zaczyna być poirytowane i agresywne. Adrenalina skacze, wszystko odbywa się szybko i nerwowo. Wystarczy iskra, by wybuchnąć. Mam zepsuty dzień, kiedy w nerwach powiem do dziecka: ty baranie, leniuchu.

Emocje są najgorszym doradcą. I ten „doradca” od czasu do czasu daje o sobie znać. Szybki klaps, szarpnięcie, podniesiony głos. A potem wstyd, że tak łatwo się uniosłem. Długa jest lista sytuacji, które prowokują podobne zachowania: nieodrobione lekcje, złe oceny, drobne kłamstwa, kłótnie między rodzeństwem, ignorowanie poleceń mamy czy taty. Jednak żadna sytuacja nie usprawiedliwi agresji dorosłego wobec dziecka. Agresja rodzi większą agresję, wpędza w nerwicę i poczucie winy. Nie wystarczy tłumaczenie sobie: ja je kocham, ale muszą wiedzieć, co wolno, a co nie, gdzie jest granica między dopuszczalnym a niedopuszczalnym zachowaniem. Oczywiście, to prawda, ale należy do tego dojść innymi metodami.

Niedawno poprosiłem znajomą psycholog o narzędzia, które poprawią relacje z dziećmi, osłabią agresję, ustawią nas wszystkich na pozycjach pozwalających dobrze pełnić swoje role. To ciężka praca, dla mnie i dzieci. Bywają tygodnie, że wszystko się udaje, człowiek widzi, że zmierza w dobrym kierunku. Ale wystarczy silniejszy impuls i już wybuch, znowu jesteśmy na wojnie….

Nikt z nas się nie rodzi z kompetencjami rodzicielskimi, ale można sobie przyswoić wiedzę, poznać metody, dzięki którym łatwiej zapanować nad emocjami, ominąć rafy i wyjść z burzy zwycięsko. Każdego dnia jako ojciec muszę znaleźć siłę, by nie dać się ponieść emocjom, by spokojnie pokonywać problemy wychowawcze. Matkę Bożą proszę w modlitwie o pomoc, dodanie otuchy i sił. Sam niczego nie zdziałam.

Na koniec słowa Rosenberga, autora metody „Porozumienie bez przemocy”. Polecam je wszystkim ojcom, którzy dostrzegli problemy z własnymi emocjami i zadają sobie pytanie, jak je rozwiązać.

Unikanie przemocy to nie jest strategia, której można używać dziś, a jutro z niej zrezygnować. Brak przemocy w działaniu polega na tym, aby wszczepić pozytywne postawy w miejsce negatywnych, które nas zdominowały.

Rezygnacja z przemocy to zgoda na ujawnienie się tego, co pozytywne wewnątrz nas. Chodzi o to, aby dać się zdominować przez miłość, szacunek, wdzięczność, współczucie i troskę o innych, zamiast egoizmu, chciwości, nienawiści, podejrzliwości i agresji, obecnych w naszym myśleniu.