Dobry tata (cz.III)
- Przemysław Terlecki
- Ja Facet
- Odsłony: 5627
Chciałbym, aby moje dzieci były w życiu szczęśliwe. Jedną z wielu dróg wiodących do tego celu jest samodzielność. Wiem bardzo dobrze, jakie znaczenie ma ta cecha charakteru, gdyż sam, przez lata byłem rozpieszczanym, szczególnie przez ukochaną babcię Duszkę maminsynkiem, który nagle, w wieku 16 lat musiał z dnia na dzień stawić czoła przeciwnościom losu i udowodnić rodzicom i sobie, że jest już dorosły, samodzielny.
Daj, ja to zrobię
To takie bardzo ludzkie, że wyręczamy własne dzieci. Dla świętego spokoju, aby się nie męczyły, bo my, dorośli „zrobimy to szybciej i lepiej”. Jako ojciec nie jestem tu wyjątkiem. Kiedy moje maluchy zabierają się z nieporadnością za różne domowe czynności, za trudniejsze lekcje, odruchowo włączam się do akcji. „Pokaż to zadanie z matematyki. Przecież to proste, wystarczy zrobić tak i tak”. – „Nie wiesz gdzie są Twoje spodnie? Daj, znajdę Ci w szafie”. – „Nie wstydź się, idź i zapytaj tej pani, która grała Pinokia, czy da ci autograf. Boisz się? Dobrze, daj, załatwię ci ten podpis”… No właśnie. Tacy jesteśmy, my - RODZICE. Na szczęście dość szybko dotarło do mnie, że to co mogę dać dzieciom, w co mogę je wyposażyć na długą drogę życia, to samodzielność. Najlepiej jak potrafię staram się ten mój ambitny plan realizować. Oj, nie jest łatwo.
Uzależnienie
Wychowywać dzieci to niczego im kategorycznie nie narzucać i nie uzależniać od siebie w stopniu przekraczającym zdrowy rozsądek. Chyba warto sobie zdać sprawę z tego, że prędzej czy później je utracimy. Nasza latorośl pójdzie w świat na własnych nogach. To w sumie piękny dar, taka nauka latania. Dzieci, jak małe pisklaki muszą opuścić gniazdo i nauczyć się latać. Pamiętam jak sam, jako mały chłopiec toczyłem boje z rodzicami i wspomnianą, kochaną Babcią Duszką o to, by pozwolili mi zapisać się do harcerstwa, jeździć na obozy, kolonie, brać udział w rajdach czy wypadach z kolegami nad jezioro. Dziś wiem, że kiedy mówili: nie, przemawiała przez nich troska o moje zdrowie i bezpieczeństwo, lęk. Ja także trzęsę się ze strachu, kiedy spoglądam w pracy na zegarek i wiem, że moje 10-letnie dziecko wraca właśnie samo, dosyć daleko ze szkoły do domu. Po drodze musi minąć park, w którym zbierają się różne typki spod ciemnej gwiazdy, potem jest czteropasmowa, ruchliwa jak Marszałkowska jezdnia, no i na koniec jeszcze sforsowanie drzwi do domu, znalezienie klucza (czy nie zgubił?!, czy nikt mu nie ukradł? , czy ktoś go nie obserwuje, że sam wchodzi do mieszkania?). Strach się bać, a tu parę godzin później żona wysyła dzieci same do sklepu po drugiej stronie ulicy po mąkę, bo zabrakło na naleśniki. Daje im pieniądze i z ufnością, że dadzą sobie radę posyła ich z misją. Wychowywanie samodzielnego dziecka to niezwykle trudne zadanie, ponieważ wymaga od nas dojrzałości, umiejętności radzenia sobie z uczuciem lęku, strachu, obawy, że oto szykujemy dziecko do rozstania z nami. Ale jak inaczej dziecko stanie się samodzielną, uczącą się na własnych błędach i doświadczeniach, ponoszącą także konsekwencje swoich czynów istotą?
Zrób to sam
Staram się stwarzać moim dzieciom takie sytuacje, w których same mogą dokonać wyboru. Oczywiście podsuwam im pewne rozwiązania, nieco ułatwiam zadanie, ale nie za bardzo. Kiedy idziemy na narty, czy szykujemy się na długą rowerowa wyprawę pytam, ile picia chcą zabrać, jak chcą się ubrać, jaką trasą jechać? Czasem sami, czasem w rozmowie, „naradzie” z Tatą podejmują decyzje. I kiedy mokną nie mając kurtki przeciwdeszczowej, kiedy trzęsą się z zimna, bo nie włożyli ciepłych skarpet na narty czy szalika przekonują się na własnej skórze, jakie są skutki dokonanego wyboru.
O ile łatwiej byłoby mi napompować koło, z którego uciekło powietrze. O ile łatwiej byłoby mi zapiąć ciężkie klamry butów narciarskich. Jednak stoję i patrzę, jak moje dzieci męczą się pompując koła roweru, wkładając na nogi ciężkie narciarskie buty. Czekam, aż same z tym sobie poradzą, choć moja cierpliwość bywa w takich sytuacjach wystawiona na ciężką próbę. Ale co tam. Jak się uda to mają satysfakcję, jak nie, wiedzą przynamniej jak smakuje porażka, niepowodzenie.
Zaradne i odważne
Walczę ze sobą, by nie zadawać dzieciom zbyt wielu pytań. Sam jestem gadułą i człowiekiem lubiącym zadawać pytania innym. Ale wiem dobrze, że lawina pytań, jaka spada na dzieci strasznie je ogranicza, wręcz przytłacza. Najczęściej słychać rodzicielskie: dlaczego? Właśnie na nie najtrudniej odpowiedzieć. Tego typu pytania zamykają dzieci. W procesie usamodzielniania szalenie ważne są nasze odpowiedzi na dziecięce pytania. Tutaj mamy pole do popisu. W poszukiwaniu odpowiedzi na mądre pytanie, możemy nauczyć dziecko odkrywania i doświadczania wielu nowych, wspaniałych rzeczy. Stare porzekadło mówi, że kto pyta, ten nie błądzi. Tylko przy naszej pomocy, cierpliwości i towarzyszącemu zaangażowaniu dziecko może odkrywać swoje potrzeby i niepowtarzalną drogę. Staram się jako ojciec, który wie, że dążenie do samodzielności, choć okupione nieraz potem i łzami, jest korzystne dla dalszego rozwoju dziecka. Stwarzam celowo warunki i sytuacje, które pozwalają moim kilkulatkom podejmować próby i gromadzić doświadczenie. Wiem, nauczony własnym życiem, że dziecko, które mogło swobodnie rozwijać samodzielność, w przyszłości będzie bardziej zaradne, odpowiedzialne, wierzące we własne siły, odważne w pokonywaniu trudności i podejmowaniu decyzji. Między innymi z tego powodu już za parę tygodni moje pisklaki będą się uczyć latać daleko od rodzinnego gniazda, w górach, na Feriach z Panem Bogiem (cdn...)
(Cz. I-II znaleźć można w katalogu "Ja - facet, mąż, tata")