garden sculpture 2351652 640Nie wyrosły mi skrzydła, nie nauczyłem się latać, ale mogłem znowu zacząć chodzić…

To ja, Daniel. Żyję.

Czy tak można zacząć list do  kogoś, kto po latach  z troską pyta, co u mnie słychać?

Zamykam oczy, aby lepiej zobaczyć ten czas, który minął. Jaki on był? Czy mam sobie coś do zarzucenia? Czy jest coś czego powinienem się wstydzić lub coś czym mogę się  pochwalić?

Czy ktoś po długiej przerwie  nadal chce mi poświęcić chwilę i z uwagą wysłuchać wszystkiego, co chciałbym mu opowiedzieć? A może powinienem tylko w wielkim skrócie mówić o tym, czego się nauczyłem, co zrozumiałem, co straciłem i co osiągnąłem lub co mnie nadal niepokoi? Trochę to jak książkowy spis treści, ale może lepiej niż nic...

Bardzo ucieszyłem, kiedy usłyszałem to pytanie. Chyba nawet się go nie spodziewałem, bo przecież każdy z nas spotyka tylu ludzi, i choć większość pamiętamy, to przecież nie pytamy ich wszystkich  po latach, jak się czują. Trudno jednak nie pamiętać kogoś, kto pomaga, kiedy wszystko wokół się sypie. Wdzięczność wpisana jest w rytm mojego serca. Modlitewne wsparcie, za które wszystkim dziękuję, pozwalało mi uwierzyć na nowo. Nie wyrosły mi skrzydła, nie nauczyłem się latać, ale mogłem znowu zacząć chodzić do nowej pracy, kupić chleb dla rodziny, opłacić czynsz.  

Przez jakiś czas chorowałem. Inaczej widzi się życie z perspektywy szpitalnego łóżka. Oczekiwanie  na badania, na wyniki, na wizyty, na leki, na odwiedziny, na świeże informacje... Ktoś opowiedział mi w szpitalu smutną historię. Osoba, która angażowała się wiele lat w pomoc rodzinom wielodzietnym chciała wesprzeć teraz kilka  starszych osób, którym żyje się obecnie trudniej. Zwróciła się więc do tych rodzin o ewentualny udział licząc na ich wsparcie. Wszystkie  od roku otrzymują 500+, ale żadna z nich  nie wspomogła tej  akcji. Ktoś nawet starał się wytłumaczyć to mówiąc: my sami potrzebujemy. Trudno nie postawić  pytania jakie jest zapisane w Ewangelii  Łk 17,17 Jezus zaś rzekł: «Czy nie dziesięciu zostało uzdrowionych? Gdzie jest dziewięciu? 

 Wszystkie  problemy zostawiają ślad, bo nie jesteśmy jednak twardzi i odporni jak granit.  Jesteśmy raczej jak napięta lina, która  trze każdego dnia o krawędź skały. Jeśli choruje jeden domownik, choruje cała rodzina. Kiedy ktoś nas wspiera, często sam też potrzebuje wsparcia i iskierki nadziei. Rodzina dodaje sobie wzajemnie sił i im też należy się podziękowanie. Czas płynie niezależnie od tego czy jest nam dobrze, czy źle. Żaden dzień nie wróci. W szpitalu jeszcze wyraźniej widziałem bezsens ludzkich kłótni  i sporów. Małe dzieci budują z klocków pałace i domy, a potem je burzą i budują nowe podobne lub inne z tego samego materiału. Dorośli często burzą i nie podejmują już wysiłku odbudowy niczego, a życie płynie. Ktoś umarł w sąsiedniej sali. Nie widziałem, aby rodzina odwiedzała go w szpitalu. Teraz wszyscy przyjechali i płakali. Już nie powiedzą tej osobie nigdy nic miłego, a wiele pytań zostanie bez odpowiedzi.  Patrzyłem też na zabiegane i zmęczone pielęgniarki, na osoby zapewniające porządek. Niepokoiłem się, gdy lekarz nie znał odpowiedzi na moje pytania, choć w Internecie  znalazłem nazwę skutecznego leku, którego mi jednak nie podano. Czy to zmęczenie czy brak wiedzy lekarskiej? Przyglądałem się strajkowi nauczycieli z mieszanymi uczuciami. Jeśli ich pensja uwłacza ich godności, to co mają powiedzieć ci, którzy zarabiają jeszcze mniej, choć również wielu z nich  ma wykształcenie? To był czas, gdzie dzieci znalazły się pomiędzy młotem a kowadłem i niewiele miały do powiedzenia. Czy dorośli zarówno  nauczyciele, ale i księża stanęli na wysokości zadania? Kto zrozumie ból zranionego dziecka? Szereg pytań wracających jak bumerang w przerywanej dzwonkami szpitalnej ciszy nocnej. Wolałbym słyszeć radosny śmiech ludzi, ale tu go nie było. Kiedy opuszcza się szpital i wraca do żywych nic nie jest już takie samo. 

Nie ukrywam też smutku zrodzonego  z podziałów, jakie są utrzymywane i pogłębiane w Polsce i pomiędzy Polakami. Nie zajmuję się polityką, ale jej skutki odczuwam jak każdy. Jestem niemile zaskoczony postawą i czynami niektórych osób, które z jakiegoś powodu bezczeszczą świętości i wykrzywiają historię. Jeśli sami niszczymy swój kraj, to kto ma go szanować? Jeśli sami drwimy z tych, co stawali w jego obronie, abyśmy mogli żyć, to kto stanie w obronie naszych dzieci, żyjących przecież na ziemi ojców? Jeśli ktoś chce „zdobyć Jasną Górę”dla siebie i swojej wizji świata, to czym się różni od szwedzkiej armii, stojącej pod jej murami? Patrzyłem na złote pola i wsłuchiwałem się w szum drzew. W oddali widziałem pracujących na polu ludzi. To jest Polska właśnie - pomyślałem. Niech jak modlitwa za Ojczyznę zabrzmią słowa wiersza Norwida: „Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba, podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba, tęskno mi Panie”.

Daniel