Odnowa wewnętrzna kobiety
- Sługa Boży ks. Aleksander Woźny
- Ja Kobieta
- Odsłony: 6150
Przez sakrament kapłaństwa otrzymaliśmy od Boga moc łaski dla odnowy wewnętrznej. W temacie, którym się zajmiemy, odnosimy ją do kobiety, by zrozumiała swe szczególne powołanie do macierzyństwa, nie tylko fizycznego, ale właśnie duchowego.
Z woli Bożej mężczyzna ma być ojcem, kobieta ma być matką, mają przekazywać życie z miłości. Nie wszyscy mężczyźni i kobiety mają być ojcami i matkami co do ciała – ale wszyscy mają być ojcami lub matkami duchowymi, mają przekazywać życie duchowe, miłość prawdziwą, wolną od egoizmu.
Dziś ludzkość popada w niepłodność ducha, bo rozwija się intelekt bez miłości. Ludzie stają się niezdolni do przekazywania życia, choć tę moc Bóg chce im dawać. Gdy człowiek przekazuje życie, wówczas odchodzi od siebie, by zająć się nowym człowiekiem, co jest wyrazem miłości. Kto nie chce odchodzić od siebie, przełamywać swojego „ja”, ten nie umie kochać. Kręci się dookoła siebie, staje się egocentrykiem lub egoistą. Staje się niezdolny do wychowywania.
Kobieta uczy się sztuki kochania w rodzinie, gdy doznaje od rodziców miłości bezinteresownej. Wtedy przeczuwa, że jest to źródło szczęścia. Rodzina stwarza okazję do zaparcia się siebie, do wyrzeczenia się czegoś na rzecz brata, siostry, jest naturalnym środowiskiem dla rozwoju miłości. Dzisiejsze kobiety częściej pochodzą z rodzin małodzietnych, dlatego miały mniej sposobności uczenia się odejścia od siebie. Dziewczęta częściej przeżywają lęk, że nie wyjdą za mąż i dlatego mniej myślą o przekazywaniu życia, a więcej o urządzeniu się w życiu. To sprzeciwia się rozwojowi miłości. Wyrastają egoistki, niezdolne do miłości prawdziwej, zdolne raczej do przeżyć miłości uczuciowej i powierzchownej, a przez to niezdolne do wychowywania.
Co zrobić, żeby w takiej kobiecie odnowić zdolność do miłości? Trzeba każdą z nich przekonać, że Bóg ją kocha, że ma wobec niej dobry plan, że jest życzliwy – nawet, gdy stawia wymagania. Gdy rodzina nie nauczy miłości, może to nadrobić tylko łaska płynąca z Miłosierdzia. Nie wystarczy bowiem działanie na intelekt. Gdy rodzina zawiodła, potrzebna jest łaska, którą trzeba wypraszać modlitwą, a nawet pokutą za innych. Każda kobieta powinna przynajmniej raz w życiu usłyszeć pytanie: „Czy wierzysz, że Bóg cię kocha?” I trzeba jej dopomóc w przezwyciężaniu wszelkich wątpliwości. Bo największe niebezpieczeństwo grozi temu, kto nie wierzy, że Bóg kocha. Najbardziej leczy chorą duszę wiara, że Bóg kocha – pomimo, że człowiek jest taki, jaki jest, nie dlatego że jesteśmy dobrzy. Znam kobiety, które nawróciły się po 50-tce, gdy usłyszały, że Bóg je kochał.
Często jest tak, że kobieta pozwoliła z siebie zrobić „przedmiot” po to, aby przeżyć namiastkę miłości, tj. miłość wyłącznie uczuciową, a przypuszczając, że już nie ma nic do stracenia, tkwi nadal w grzechu. Wtedy trudniej jest jej uwierzyć, że Bóg ją jeszcze kocha. Wtedy kobiecie trzeba pomóc, by sobie uświadomiła, że Bóg przyjmie ją do swojej miłości, jeśli będzie chciała Go więcej kochać niż kochała Go przed grzechem. Gorsza sytuacja w życiu kobiety zachodzi wtedy, gdy wyszła za mąż bez miłości do męża po to, aby sobie życie wygodnie urządzić. W tym wypadku nie chodzi już o słabość natury, ale o wyrachowanie. Przy takiej postawie nie ma już poświęcenia się dla nikogo, nawet dla własnych dzieci.
Źródło uzdrowienia, rehabilitacji kobiety jest w Bogu, przez zrozumienie sprawiedliwości Bożej i odpowiedzialność przed Nim. Najwięcej cierpi się w czyśćcu za grzechy ciężkie, potem za niespełnienie dobra, co jest nieraz bardziej świadome aniżeli grzech. Nieraz widzi się cały łańcuch, który mógł się rozpocząć jednym aktem prawdziwej miłości, a przez zaniedbanie został ucięty. Takie cierpienie można przeżyć już tu na ziemi, gdy w późniejszych latach człowiek widzi brak owoców w swym życiu. Czasem Bóg chcąc duszę ratować dopuszcza cierpienie, nieuleczalne choroby, aby otworzyły się oczy i aby człowiek odszedł od siebie, a zajął się dziećmi i rodzin.
Chyba najtrudniejsze do rehabilitacji są kobiety, które zgrzeszyły przeciw przekazanemu życiu – dokonały przerwania ciąży, czyli morderstwa, albo do niego namawiały np. swoje córki.
Rehabilitacja po grzechu następuje jedynie przez sakrament pokuty i pojednania z Bogiem, tymczasem przy przerywaniu ciąży zafałszowany został rozum i sumienie, które mówiło: inaczej nie można, nie mogę urodzić ze względu na męża, na żyjące dzieci, na opinię, na zdrowie, muszę zabić. I jak potem uznać, że to wszystko nieprawda i po prostu zbrodnia? Kobiety przecież się z tego spowiadają, otrzymują pokutę i rozgrzeszenie, ale czy naprawdę żałują w rozumieniu religijnym? Bo jak mają żałować, jeśli to było „konieczne”? A jeżeli zrobiły to kilka razy w życiu? Trudno wtedy o jedność z Bogiem, tutaj miłość zamiera. Nie ma przekazywania życia cielesnego i duchowego.
Do pełnej rehabilitacji potrzebne jest naprawienia zła. Ale czy można przywrócić życie? Można jednak jeszcze jednemu dziecku przekazać życie, choćby z narażeniem własnego. Należałoby takim małżeństwom doradzić przemyślenie i przemodlenie, czy jako zadośćuczynienie nie powinny zdecydować się na jeszcze jedno dziecko. To byłaby pokuta, do pewnego stopnia naprawiająca tamto zło. Częściowo rehabilituje kobietę pomaganie innej matce w przezwyciężaniu pokusy zabójstwa, albo w pielęgnowaniu jej dziecka. Byłoby też dobrze nakazywać kobietom, aby lekarzowi, który dokonał „zabiegu” poszły powiedzieć, że są nieszczęśliwe i żeby tego już nigdy nie zrobił innym.