Fotolia 2866428 XSPrzez sakrament kapłaństwa otrzymaliśmy od Boga moc łaski dla odnowy wewnętrznej. W temacie, którym się zajmiemy, odnosimy ją do kobiety, by zrozumiała swe szczególne powołanie do macierzyń­stwa, nie tylko fizycznego, ale właśnie duchowego.

Z woli Bożej mężczyzna ma być ojcem, kobieta ma być matką, mają przekazywać życie z miłości. Nie wszyscy mężczyźni i kobiety mają być ojcami i matkami co do ciała – ale wszyscy mają być ojcami lub matkami duchowymi, mają przekazywać życie duchowe, miłość prawdzi­wą, wolną od egoizmu.

Dziś ludzkość popada w niepłodność ducha, bo rozwija się intelekt bez miłości. Ludzie stają się niezdolni do przekazywa­nia życia, choć tę moc Bóg chce im dawać. Gdy człowiek przekazuje życie, wówczas odchodzi od siebie, by zająć się nowym człowiekiem, co jest wyrazem mi­łości. Kto nie chce odchodzić od siebie, prze­łamywać swojego „ja”, ten nie umie kochać. Kręci się dookoła siebie, staje się egocentrykiem lub egoistą. Staje się niezdolny do wychowywania.

Kobieta uczy się sztuki kochania w rodzinie, gdy doznaje od rodziców miłości bezinteresownej. Wtedy przeczuwa, że jest to źródło szczęścia. Rodzina stwarza okazję do zaparcia się siebie, do wyrzeczenia się czegoś na rzecz brata, siostry, jest natural­nym środowiskiem dla rozwoju miłości. Dzisiejsze kobiety częściej pochodzą z rodzin małodzietnych, dlatego miały mniej sposobności uczenia się odejścia od siebie. Dziewczęta częściej przeżywają lęk, że nie wyjdą za mąż i dlatego mniej myślą o przekazywaniu życia, a więcej o urządzeniu się w życiu. To sprzeciwia się rozwojowi miłości. Wy­rastają egoistki, niezdolne do miłości prawdziwej, zdolne raczej do przeżyć miłości uczuciowej i powierzchownej, a przez to niezdolne do wychowywania.

Co zrobić, żeby w takiej kobiecie odnowić zdolność do miłości? Trzeba każdą z nich przekonać, że Bóg ją kocha, że ma wobec niej dobry plan, że jest życzliwy – nawet, gdy stawia wymagania. Gdy rodzina nie nauczy miłości, może to nadrobić tylko łaska płynąca z Miłosierdzia. Nie wystarczy bowiem działanie na intelekt. Gdy rodzina zawiodła, potrzeb­na jest łaska, którą trzeba wypraszać modlitwą, a nawet pokutą za innych. Każda kobieta powinna przy­najmniej raz w życiu usłyszeć pytanie: „Czy wierzysz, że Bóg cię kocha?” I trzeba jej dopomóc w przezwyciężaniu wszelkich wąt­pliwości. Bo największe niebezpieczeństwo grozi temu, kto nie wierzy, że Bóg kocha. Najbardziej leczy chorą duszę wiara, że Bóg kocha – pomimo, że człowiek jest taki, jaki jest, nie dlatego że jesteśmy dobrzy. Znam ko­biety, które nawróciły się po 50-tce, gdy usłyszały, że Bóg je kochał.

Często jest tak, że kobieta pozwoliła z siebie zrobić „przed­miot” po to, aby przeżyć namiastkę miłości, tj. miłość wyłącznie uczuciową, a przypuszczając, że już nie ma nic do stracenia, tkwi nadal w grzechu. Wtedy trudniej jest jej uwierzyć, że Bóg ją jeszcze kocha. Wtedy kobiecie trzeba pomóc, by sobie uświadomiła, że Bóg przyj­mie ją do swojej miłości, jeśli będzie chciała Go więcej kochać niż kochała Go przed grzechem. Gorsza sytuacja w życiu kobiety zachodzi wtedy, gdy wyszła za mąż bez miłości do męża po to, aby sobie życie wygodnie urządzić. W tym wypadku nie chodzi już o słabość natury, ale o wyrachowanie. Przy takiej postawie nie ma już poświęcenia się dla nikogo, nawet dla własnych dzieci.

Źródło uzdrowienia, rehabilitacji kobiety jest w Bogu, przez zrozumienie spra­wiedliwości Bożej i odpowiedzialność przed Nim. Najwięcej cierpi się w czyśćcu za grzechy ciężkie, potem za niespełnienie dobra, co jest nieraz bardziej świadome aniżeli grzech. Nieraz widzi się cały łańcuch, który mógł się rozpocząć jednym aktem prawdziwej miłości, a przez zaniedbanie został ucięty. Takie cierpienie można przeżyć już tu na ziemi, gdy w późniejszych la­tach człowiek widzi brak owoców w swym życiu. Czasem Bóg chcąc duszę ratować dopuszcza cierpienie, nieuleczalne choroby, aby otworzyły się oczy i aby człowiek odszedł od siebie, a zajął się dziećmi i rodzin.

Chyba najtrudniejsze do rehabilitacji są kobiety, które zgrzeszyły przeciw przekazanemu życiu – dokonały przer­wania ciąży, czyli morderstwa, albo do niego namawiały np. swoje córki.

Rehabilitacja po grzechu następuje jedynie przez sakrament pokuty i pojednania z Bogiem, tymczasem przy przerywaniu ciąży zafał­szowany został rozum i sumienie, które mówiło: inaczej nie można, nie mogę urodzić ze względu na męża, na żyjące dzie­ci, na opinię, na zdrowie, muszę zabić. I jak potem uznać, że to wszystko nieprawda i po prostu zbrodnia? Kobiety przecież się z tego spowiadają, otrzymują pokutę i rozgrzeszenie, ale czy naprawdę żałują w rozumieniu religij­nym? Bo jak mają żałować, jeśli to było „ko­nieczne”? A jeżeli zrobiły to kilka razy w życiu? Trudno wtedy o jedność z Bogiem, tutaj miłość zamiera. Nie ma przekazy­wania życia cielesnego i duchowego.

Do pełnej rehabilitacji potrzebne jest naprawienia zła. Ale czy można przywrócić życie? Można jednak jeszcze jedne­mu dziecku przekazać życie, choćby z narażeniem własnego. Należało­by takim małżeństwom doradzić przemyślenie i przemodlenie, czy ja­ko zadośćuczynienie nie powinny zdecydować się na jeszcze jedno dziecko. To byłaby pokuta, do pewnego stopnia naprawiająca tamto zło. Częściowo rehabilituje kobietę pomaganie innej matce w prze­zwyciężaniu pokusy zabójstwa, albo w pielęgnowaniu jej dziecka. Byłoby też dobrze nakazywać kobietom, aby lekarzowi, który dokonał „zabiegu” poszły powiedzieć, że są nieszczęśli­we i żeby tego już nigdy nie zrobił innym.