fot. fotolia - matka i córkaCześć 3

Mamy nieraz pokusę pobłażliwie patrzeć na problem związków cywilnych po rozwodzie: co ma robić kobieta, która już popełniła błąd, zawarła cywilny związek, będąc albo sama związana, albo ten, z kim go zawarła, był związany ślubem kościelnym? Zostawić człowieka, z którym się związała i pozbawić np. troje dzieci ojca?

Trzeba sobie jednak uświadomić, że życie w takich związkach przestaje być wychowywaniem, przestaje być macierzyństwem, przestaje być ojcostwem, bo tam nie ma miłości. Co jest w gruncie rzeczy ważniejsze? Pozorne pozostawienie ojca dzieciom, czy ukazanie dzieciom prawdy objawionej o małżeństwie i o wartości moralnej życia seksualnego? Bóg jest naszym Panem, On jest ponad wszystko, i żadne z dzieci nie zginie w opiece Bożej.
Problem bigamii, czyli związków cywilnych po rozwodzie, jest wprawdzie złożony i trudny, ale jego rozwiązanie jest konieczne, jeżeli chce się naprawdę odnowić wewnętrznie kobietę. Jeszcze raz należy sobie uświadomić, że źródłem sił potrzebnych do tej odnowy jest miłość Boża, miłość prawdziwa. Miłość prawdziwa nie istnieje w człowieku, który nie chce przestać grzeszyć. Wobec tego pierwszym warunkiem rehabilitacji jest uznanie, że zawarcie związku po rozwodzie jest faktycznym zerwaniem z Bogiem, jest próbą stawiania Bogu warunków, których On nie przyjmuje, jest złe, jest grzechem ciężkim.
1.    jest przekroczeniem IX przykazania (podwójnym – jeśli sakramentalny ślub małżeński złamały obie strony)
2.    jest zgorszeniem dla własnych dzieci
3.    jest zgorszeniem publicznym wobec społeczności chrześcijańskiej, a nawet niechrześcijańskiej.
Aby mogła nastąpić pełna rehabilitacja należy:
1.    o ile możności przeprowadzić rozwód z tego związku cywilnego; ewentualnie osobne mieszkanie, przynajmniej separacja faktyczna
2.    w odpowiedniej, ale jednoznacznej formie, w zależności od wieku i rozwoju dzieci, naprawić zgorszenie wobec nich, przyznając się do popełnionego błędu i grzechu; ukazać dzieciom, że związek cywilny jest obrazą Boga i prosić je, aby same tak nie postąpiły.
3.    wszystkim ludziom, którzy o tym wiedzą (rodzinie, sąsiadom, kolegom w pracy), oświadczyć, że już się nie uważają za męża i żonę i ze sobą nie współżyją.

Czy dla wychowywania wspólnych dzieci jest konieczne trwanie w związku cywilnym?
Bóg zobowiązuje rodziców do miłości swoich dzieci, ale do miłości prawdziwej. A miłość połączona z krzywdą i ze zgorszeniem nie jest miłością prawdziwą, konieczną do prawdziwego wychowywania. Dopiero przez usunięcie zgorszenia może ktoś stać się zdolny do chrześcijańskiego wychowywania. Najprostszym i najlepszym rozwiązaniem jest zlikwidowanie wspólnego zamieszkania. Czy to żądanie jest możliwe do wykonania? Czy ludzie są do tego zdolni? Tak, są zdolni z łaską Bożą! I są tacy, którzy to wykonali, bo uznali swój grzech i chcieli pojednać się z Bogiem.
Rozważmy taki przypadek: małżeństwo mające np. troje dzieci otrzymuje rozwód i sąd przyznaje opiekę nad dziećmi matce, a ojcu przyznaje możność widzenia się z dziećmi raz na tydzień albo raz na miesiąc i prawo do wspólnych z dziećmi wakacji. I społeczeństwo uważa, że ojciec dostatecznie wykonuje swoje obowiązki wobec dzieci, nie bierze mu za złe, że z nimi nie mieszka i nie wychowuje ich wspólnie z żoną. Czyli opinia społeczna nie domaga się wspólnego zamieszkania do wychowywania. Dzieci na pewno są pokrzywdzone. Ale jeśli choć jedno z rodziców podepcze prawo Boże przez publiczne przekroczenie go – przez zawarcie związku cywilnego – to o wiele bardziej zostaną pokrzywdzone dzieci z sakramentalnego związku i ewentualnie też dzieci z grzesznego współżycia poczęte. Fakt popełnienia jakiegokolwiek grzechu nie usprawiedliwia trwania w grzechu.
Nie mówienie przez nas, księży, całej prawdy w tej sprawie po¬woduje coraz większą demoralizację społeczeństwa chrześcijańskiego i rosnącą falę rozwodów. Trzeba strzec się fałszywej litości, która nie jest miłością prawdziwą i która kończy się tym, że przekazujemy jakby przyzwolenie nie korzystania z łaski miłości. Gdyby tak było, to byłoby oczywiście zaparcie się naszego powołania i byłoby wielką krzywdą dla bliźniego.

To, co tu powiedziałem, miało na celu pokazanie, jak kobieta może być nieszczęśliwa przez pogmatwanie swojego życia i jak powinniśmy jej pomóc, by doprowadzić ją do samego źródła Miłości. Człowieka wewnętrznie chorego może uleczyć jedynie miłość Boża wlana i przez niego przyjęta. Choć mowa była o kobietach, to rzecz jasna, wszystko, co zostało powiedziane, może być zastosowane w odniesieniu do każdego człowieka, wewnętrznie chorego przez brak miłości.