ona_i_onaNie ma dymu bez ognia

Pochodzenie ceramiki znalezionej w ziemi określa się na podstawie zachowanego wzoru. Kamienie na plaży, oszlifowane piaskiem i wodą, różnią się od polnych, ukształtowanych w całkiem innych warunkach.

Kształt żaglowca wymusiło morze. Żaden z budowniczych okrętu nie lekceważy lekcji, której morze udzieliło, i nikt nie powieli kształtu, który nie wytrzymał naporu fal.

Wiedza i mądrość pokoleń wiążą przyczynę i skutek – można wyjaśnić przeszłość, ocenić teraźniejszość i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Jest mądrość, zapisana w przysłowiu: Nie ma dymu bez ognia. Źle byłoby skupić się na kształtach, jakie przybiera dym, pomijając sprawczy ogień…

Małżeńskie konflikty

I oto małżeństwo: dwoje różnych ludzi, wyrosłych w różnych miejscach i środowiskach, od dzieciństwa formowanych przez różne wpływy i zwyczaje, staje przed sobą ślubując miłość, wierność i uczciwość małżeńską.

Słowa wypowiadanej przysięgi powinny znaczyć to samo, i tak jest, dopóki wszystko się układa i nie ma rozbieżności. Ale kiedy rozbieżności się pojawiają – czy wówczas zderzenie różnych kultur nie doprowadza do napięcia i wojny, gdzie każdy okopuje się na własnej pozycji, by bronić swego, w przekonaniu, że moje jest dobre, a twoje jest złe?

Nie jest ważne „nasze”, bo ono nie zostało dotąd określone… Często nie ma nawet świadomości, że „moje” może kogoś ranić i być przyczyną wielkiego wybuchu. A gdyby dało się uzewnętrznić to, co sprawia ból drugiemu, zamienić w widoczną ranę na jego ramieniu – czy równie często uderzałbym w to miejsce? Czy grymas bólu po uderzeniu uznałbym wówczas za złośliwość pod moim adresem, czy raczej za oczywisty, zrozumiały odruch? Czy słowa: nie rób tego, to boli – znaczyłoby to samo, co dziś określam jako „krzyk”, w oderwaniu od przyczyny?

Egoistyczna ocena

Patrzę na skłóconych małżonków, którzy tak bardzo ranią się wzajemnie. Nie widzą, że przekraczają granicę, za którą coś może boleć. Dlaczego nie zadają sobie pytania o przyczynę, a całą uwagę koncentrują na skutku? Oskarżają drugiego, a siebie uwalniają z odpowiedzialności za sytuację? Dlaczego koncentrują się na reakcji drugiego, na kształcie dymu? Dym ma tysiące kształtów i w nim nie znajdzie się odpowiedzi na pytanie o przyczynę ognia. Dlaczego nie wezmę pod uwagę, że to ja mogę być powodem bólu i krzyku sprzeciwu? Miłość nie upoważnia mnie do działania na oślep ani do przekonania, że drugi musi przyjąć „moje” i odrzucić swoją przeszłość. Nie upoważnia mnie nigdy do wniosku, że ja – jestem doskonały w relacji z drugim człowiekiem!

Samo życie

Wydaje się niemożliwe, żeby tak było, a jednak utrwalają się w nas takie zachowania i oceny. Nie szukam odpowiedzi na pytanie, co sprawiło, że kogoś boli moje zachowanie. Nie wyciągam wniosków na przyszłość – buduję znów taki sam okręt, który w kłótni rozpada się w drzazgi, który zatonie z zderzeniu z falami przeciwności, kiedy one wrócą – a wrócą, bo niezaleczone są rany, które wywołały poprzednią burzę.

Gdy na ślubnym przyjęciu pan młody nałożył na talerz udko kurczaka krewnemu z 30-letnim stażem małżeńskim, usłyszał słowa sprzeciwu jego żony: ależ on tego nie lubi, za to przepada za skrzydełkami. Ku zdziwieniu wszystkich ten człowiek odrzekł: Skąd możesz wiedzieć? Nigdy nie pytałaś, co lubię! Kilka razy usiłowałem ci to powiedzieć, ale nie przyjęłaś tego do wiadomości. Pozwól, że zjem to udko, a wy, drodzy nowożeńcy, zapamiętajcie tę lekcję i wyciągnijcie wnioski dla siebie.