Rodzina_i_JezusZmartwychwstanie – przejście ze śmierci do życia. Jeśli z Nim umieramy, z Nim też żyć będziemy (Rz 6,8).

Relacje z najbliższymi są zawsze trudne. Jesteśmy często pełni oczekiwań względem drugiego.

Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, mamy ukryte wymagania, jaki ten drugi powinien być: jak ma mówić, reagować, postępować. Nie podoba nam się to czy tamto, choć czasem trudno sprecyzować co. Drażnią nas w drugim nawet drobne rzeczy: „bo tak idiotycznie się uśmiecha, podczas gdy tłumaczę mu ważne sprawy”. Są pretensje o podniesiony ton, o to, że mąż czy żona nas zaniedbuje, że jest zawsze przeciwko nam, że nie robi tego, czego oczekujemy i że nie jest taki, jak chcemy, żeby był. Ten drugi też ma do nas żal – o to samo. Każdy ma swoją listę warunków, pod którymi akceptuje innych.

Ale przecież tak naprawdę chodzi o miłość – bezwarunkową miłość. W małżeństwie oboje chcą być kochani. Każdy pragnie, żeby współmałżonek liczył się z jego zdaniem, szanował go, akceptował, wspomagał, interesował się jego problemami. Każdy chce być ważny dla drugiego i pragnie, by drugi spełniał nasze potrzeby i oczekiwania. Takie mechanizmy zachodzą nie tylko pomiędzy mężem a żoną; także między rodzeństwem, rodzicami i dziećmi, i we wszystkich bliskich relacjach.

Miłość jest nam potrzebna do życia. Jednak Pismo Święte mówi, że będziemy szczęśliwi, gdy to my będziemy kochać. „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swym sercem, całym swym umysłem i ze wszystkich swoich sił, a bliźniego swego jak siebie samego”. Jak można kochać Boga, którego się nie widzi? Kochając bliźniego, którego się widzi. Tego bliźniego, który jest obok nas. A najtrudniej kochać najbliższych, własną rodzinę – bo przy nich się nie maskujemy, nie udajemy, nie jesteśmy „grzeczni” i dobrze wychowani.

Co zrobić, żeby relacje z mężem, żoną, były takie jak wtedy, kiedy sobie ślubowaliśmy? W większości przypadków podejmuje się decyzję o małżeństwie kierując się miłością, a tymczasem w sytuacjach konfliktowych jesteśmy naładowani negatywnymi uczuciami i najchętniej oddalibyśmy w taki sam sposób, jak się nam oberwało, albo jeszcze mocniej… Taka eskalacja gniewu do dobrego nie prowadzi, ale trudno ją przerwać. Trudno zapanować nad sobą, gdy padają wzajemne oskarżenia, złośliwości, wypominania, gdy jeden drugiego upokarza. Możemy dojść do sytuacji, kiedy nie potrafimy się już porozumieć, mamy całkowicie różne zdania, kiedy wydaje nam się, że mówimy w różnych językach. Wówczas albo zupełnie zniechęcamy się i przybieramy „formę przetrwalnikową”, albo rozpala się w nas gniew. Czasem wystarczy jedno zdanie; słowo, powtarzane w różnych sytuacjach; jedno spojrzenie, które dobrze znamy – żeby nas zirytować i doprowadzić do wrzenia. Coś w nas się załamuje i już mamy wszystkiego dosyć. To doprowadza nas do takiego stanu, że nie czujemy się kochani.

Można jednak takie sytuacje dobrze wykorzystywać – jeżeli mamy głęboką relację do Chrystusa. Wchodząc w ból, cierpienie, nie wymagając, żeby inni nas kochali, pełnimy uczynki eschatologiczne – na życie wieczne. To są prawdziwe „dobre uczynki”. Nie chodzi tu o przysłowiowe przeprowadzenie staruszki przez ulicę, ale o wejście w prawdziwą udrękę dla miłości bliźniego. Nie oddawanie złem za złe, lecz miłością. Jednak takie poświęcenie nie jest możliwe bez odniesienia do Chrystusa, bez nieustannego wołania do Niego, bez odczuwania Jego miłosierdzia, bez prawdziwej troski o drugiego człowieka. Rezygnowanie z samego siebie, zaparcie się samego siebie, to jest prawdziwe męczeństwo, a do tego nasze siły nie wystarczą. Bez Boga nie jest możliwe odpłacanie dobrem za zło, takie postępowanie nie leży w ludzkiej naturze. Jesteśmy skażeni grzechem, co większość z nas zauważa: to są te nasze złe uwarunkowania i naleciałości, złe reakcje, odruchy, które odziedziczyliśmy.

Zmartwychwstanie Jezusa i związany z nim dar Ducha Świętego przynoszą moc przebaczenia i pojednania się, męstwa w trudnościach, nową naturę na miarę Nowego Człowieka. Z Chrystusem są możliwe nowe relacje między małżonkami: powiew wiosny, radości, życia wiecznego. Teraz jest czas, kiedy Kościół prosi i oczekuje daru Ducha Świętego. Jest On niezbędny w małżeństwie i rodzinie, gdzie istnieje przestrzeń do praktykowania słów Jezusa, by nie oddawać złem za zło. Problemy, pokusy, których doświadczamy, są nieodzowne, by dojść do pełni chrześcijaństwa, takiego, które kocha nawet nieprzyjaciela, i które Bóg chce z pomocą Ducha Świętego zbudować w każdym z nas.