JAniołyednym z najtrudniejszych wydarzeń w życiu rodziny jest strata jednego z jej członków. Śmierć matki, ojca, współmałżonka, brata czy siostry są wydarzeniami, które głęboko poruszają. Bezpośrednie obserwacje życiowe i badania naukowe wskazują jednak, że najboleśniejszą stratą jest strata własnego dziecka.

To sytuacja, gdy świat staje na głowie. Odwieczny, naturalny porządek zostaje naruszony – dziecko umiera przed rodzicami!

Mówiąc o stracie dziecka powinniśmy mieć na myśli nie tylko śmierć dziecka już narodzonego, ale także tych dzieci, które umierają pod sercem matki albo w chwili, gdy przychodzą na świat. Statystyki są nieubłagane: na przykład w roku 2008 w wyniku poronienia zmarło ponad 40 tys. dzieci, około 2 tys. urodziło się martwych, 2, 3 tys. nie doczekało pierwszych urodzin. Liczb tych, szczególnie jeśli chodzi o poronienia, prawdopodobnie nie da się w przyszłości zmniejszyć. Wieloletnie obserwacje wskazują, że 10% do 15% wszystkich klinicznie potwierdzonych ciąż kończy się śmiercią dziecka przed narodzeniem.

Przyjrzenie się tym liczbom prowadzi do wniosku, że w naszych rodzinach i otoczeniu żyje wielu rodziców, którzy kiedyś przeżyli wstrząs, dowiadując się, że ich dziecko nie żyje. Podczas gdy rodzice dzieci urodzonych zazwyczaj mogli liczyć na współczucie i pomoc innych, tak rodzice dzieci, które zmarły w okresie ciąży, takiej pomocy i wsparcia najczęściej nie otrzymali. Nikt nigdy nie wykazał, że ból i żal po stracie dziecka, które żyło zaledwie kilka tygodni w łonie matki jest mniejszy i mniej dotkliwy, niż ból rodzica, który stracił dziecko 5, 15 czy 35-letnie. Chodzi tu przecież nie o wiek, a o relację, która istnieje między matką a dzieckiem i ojcem a dzieckiem. A relacja ta nawiązuje się nawet nie w chwili, gdy ciąża zostaje potwierdzona, ale już wtedy, gdy rodzice myślą o tym, że poczną dziecko, i w bliższej lub dalszej przyszłości zostaną rodzicami.

Od lat pomagam rodzicom w sytuacjach straty dziecka (www.trudnerozstanie.pl) i z przykrością muszę stwierdzić (potwierdzając jednocześnie informacje zawarte w różnych publikacjach lub forach internetowych), że społeczeństwo nasze nie zauważa, nie rozumie, nie przyjmuje do wiadomości bólu tych rodziców. „Społeczeństwo” ma wtedy twarz własnego rodzica (czyli dziadka i babci zmarłego dziecka), innych członków rodziny (wujka, cioci dziecka), koleżanki z pracy, znajomego ze wspólnoty. A to szczególnie boli!

Nie mamy nawet odrębnego słowa na określenie rodzica, który stracił dziecko; kobieta, której umarł mąż to wdowa, dziecko, któremu umarli rodzice to sierota, a rodzic, któremu zmarło dziecko to…? Osierocony rodzic?

Osierocony rodzic musi stawić czoła trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł, a najczęściej jeszcze musi (jeśli ma siłę) dodatkowo walczyć o prawo do smutku i do żałoby po własnym dziecku. Bezmyślność, niezamierzone okrucieństwo społeczeństwa i poszczególnych ludzi? Czasem. Nierzadko jednak to bezradność wobec własnego bólu i własnych życiowych strat. Bywa, że także wobec własnych stłumionych emocji po śmierci dziecka lub innej bliskiej osoby.

Tymczasem niewłaściwie przeżyta – lub nie przeżyta – żałoba po stracie wywołuje dalekosiężne, negatywne skutki dla życia konkretnej osoby i całych rodzin. Pojawiają się objawy, które świadczą o zachwianej równowadze psychicznej i fizycznej: lęki, apatia, brak energii i poczucie bezsensu życia, zaburzenia snu, zaburzenia w sferze seksualnej, poczucie winy, podwyższona drażliwość i tendencje do impulsywnych reakcji emocjonalnych i zachowań, tendencje do izolowania się i inne. Z kolei w następstwie tych objawów pojawiają się – i stopniowo nasilają – trudności w relacjach z innymi osobami. Trudności wychowawcze, zaburzenia funkcjonowania u dzieci (najczęściej jako wynik utraconego poczucia bezpieczeństwa), kłótnie małżeńskie. Wyniki badań pokazują, ze trwałość małżeństwa, które straciło dziecko jest poważnie zagrożona: 50-70% par rozpada się.

Czy istnieje jakiś środek zaradczy, który mógłby powstrzymać lawinę takich negatywnych wydarzeń? Istnieje. Jest nim w pełni świadome przeżycie naturalnego procesu, który nazywamy żałobą.