media_Scanrail_-_FotoliaJesteśmy otoczeni wszechobecną władzą mediów. Widać to na pierwszy rzut oka – zwłaszcza dla mnie, osoby nie posiadającej telewizora, nie czytającej zbyt często gazet.

A jednak Internet, największe źródło wiedzy i opiniotwórczości wśród młodych ludzi, z którego też korzystam jako źródła informacji, również zieje zwykłą propagandą.

Trudno więc znaleźć prawdę obiektywną. Trudno znaleźć stanowisko Kościoła w sprawach dotyczących wszystkich i każdego oraz w kwestiach codzienności w medialnej fali propagandy i mody. W tym oceanie Kościół zdaje się być statkiem płynącym pod prąd, niewzruszonym, opartym na solidnym fundamencie.

I dobrze, że Kościół jest tak radykalny, że budzi kontrowersje i jest czasem „nieprzystępny i nieustępliwy”. W ten sposób jawi się jego wiarygodność. Bo jakże miałby stanąć w opozycji do słów i przykazań swojego Mistrza, i to jeszcze w imię dobrych relacji z państwem, przystępności dla młodych, kroczenia z duchem czasu? Czy te argumenty zdołają zmienić obiektywną Prawdę?

Ale prawda się obroni. Prawda mówi za siebie. Czym więc jest katolicka nauka o rodzinie? Czym różni się od popularyzowanych mentalności, szerzonych przez media? Chyba najgłośniejsze są obecnie kontrowersje wokół antykoncepcji i in vitro. Zarzuca się Kościołowi zacofanie i nieodpowiedzialność, skoro zabrania on stosowania antykoncepcji. A tymczasem nauka społeczna Kościoła, w swojej mądrości opartej na prawie naturalnym, odpiera te argumenty, stojąc na straży prawdy. Przeciwstawia antykoncepcji, często niszczącej zdrowie małżonków lub kobiety (najpopularniejsze chyba środki – pigułki hormonalne – powodują takie skutki uboczne, jakich bym nikomu nie pozazdrościła), inną metodę planowania rodziny, opartej na naturze i wykorzystaniu sygnałów, które daje organizm kobiety. Jest tania, łatwa i zdrowa. Dlaczego więc większość osób planujących rodzinę decyduje się wybrać metody nienaturalne, szkodliwe dla zdrowia, drogie i stresujące? Stawiam na to, że najważniejszymi powodami są wygodnictwo i niewiara w skuteczność metod naturalnych. Mimo, że metody te, w przeciwieństwie do tradycyjnego kalendarzyka małżeńskiego, z którym są błędnie mylone, mają ponad 95% skuteczności, z jakichś powodów małżeństwa z nich nie korzystają. I nie sądzę, żeby większość z nich nie potrafiła zachować koniecznej przez kilka dni wstrzemięźliwości seksualnej. Co najwyżej tego nie chcą, a przede wszystkim nie wierzą w skuteczność tych wysiłków.

Antykoncepcja ma też poważne skutki moralne. Mówi się, że zapobiega aborcji, jednak w gruncie rzeczy ma w sobie mentalność skierowaną przeciwko życiu – stąd badania wykazują, że częściej zdarza się, iż osoby decydują się na aborcję, gdy zawodzi antykoncepcja, niż w przypadku osób, które jej nie stosują. Również niektóre środki zwane antykoncepcyjnymi są w gruncie rzeczy środkami poronnymi – jak spirala wewnątrzmaciczna czy pigułka „następnego dnia”. Zabijają one nowe życie, zanim ktokolwiek wie o jego istnieniu. Niektórzy rodzice zdziwią się na Sądzie Ostatecznym, że odebrali życie dziesiątkom swych dzieci, po prostu stosując tzw. antykoncepcję.

Odwrotna, choć paradoksalnie ta sama mentalność otacza problem in vitro. Jest to swoisty gwałt stworzenia czyniony na Stwórcy, pozbawianie poczynającego się dziecka możliwości przeżycia tego szczególnego momentu w bezpiecznym łonie matki, poprzez akt miłości między nią a jej mężem. W ten sposób dziecko jest niejako po raz pierwszy świadkiem, że jego życie nie jest darem miłości. Ale najbardziej zatrważające jest to, że setki braci i sióstr tego jednego dziecka, które ma szczęście być przeniesione w końcu do macicy i zostać urodzone, zostają w nieludzki sposób utylizowane lub zamrożone w oczekiwaniu, aż ktoś zechce użyć ich do kolejnej próby „stworzenia” dziecka, które ma się urodzić. A w rzeczywistości te dzieci żyją i posiadają nieśmiertelną duszę. Czasem są wykorzystywane do poprawienia jakości szczepionek, leków, kosmetyków. Włos się jeży na głowie.

Ale propaganda mediów i społeczne przyzwolenie, które moim zdaniem ma swoje źródło w przyzwoleniu prawnym, sprawiają, że coraz więcej osób decyduje się na ten zabieg. Co gorsza, decyzje te są coraz częściej podejmowane bez gruntownego zbadania przyczyn niemożności poczęcia naturalnego. Tymczasem obecny rozwój nauki, zwanej naprotechnologią, osiąga niesamowite sukcesy, pomagając nawet małżonkom po „nieudanych” próbach in vitro. Dopiero gdy wszystko zawodzi, zastanawiają się oni nad przyczynami niepłodności. Przykre jest to, że propaganda przeciw takim badaniom pierwotnych źródeł problemu jest również nierzadko promowana przez lekarzy. Moim osobistym doświadczeniem jest problem machinalnego i masowego traktowania przez ginekologa, bez oparcia się na naturalnych wskazówkach organizmu kobiety, które wykorzystuje naprotechnologia. Aż dziw bierze, że większość przypadków niepłodności nie jest faktyczną bezpłodnością, czyli bezwzględną niemożnością naturalnego poczęcia. Zdziwienie nie ma granic, że lekarze, którym ufamy, nie dążą do prawdy i nie przekazują jej pacjentom. Ale cóż, środki antykoncepcyjne są dochodowe, a naprotechnologia przyczynia się do upadku klinik oferujących in vitro i obracających milionami. Ale gdzie chodzi o ludzkie życie, nie możemy być obojętni...

Agata