fot.Peter_Griffin publicdomainpictures.net„Lecz Jezus, znając myśli ich serca, wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł do nich: Kto przyjmie to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmie, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki.” (Łk 9, 46-48)

„I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje. Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie.” (Mt 18, 5.10)

W ostatnich dniach ewangelie aż się proszą, by odczytać je w kontekście pro life. Wygląda na to, Se i Jezus jest za życiem, nic zresztą dziwnego, skoro mówi o tym poprzez Swój Kościół, wyrażający zamysł Boży w licznych pismach, encyklikach i instrukcjach. Przyglądając się tym fragmentom ewangelii, można odnieść wrażenie, że Jezus bardzo poważnie podchodzi do kwestii przyjęcia dziecka. Dreszcz emocji mnie przenika, gdy słucham słów: „Kto przyjmie to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmie, przyjmuje Tego, który Mnie posłał” (Łk 9, 46-48). To oznacza, że przyjęcie dziecka, przyjęcie człowieka, który począł się w moim łonie, jest przyjęciem Chrystusa. Wydaje się, że w ten sposób Jezus podkreśla wyjątkowe powołanie małżeństwa – „przyjmowanie”, „zapraszanie” Chrystusa do swojego życia realizuje się tam poprzez przyjęcie potomstwa. Nic w tym zresztą nowatorskiego – wszakże małżonkowie ślubowali przed ołtarzem, że chcą przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym ich Bóg obdarzy. Odkrywamy więc sekret odnajdywania Boga w małżeństwie – w pokornym przyjęciu dziecka w taki sposób i w tym czasie, kiedy Bóg chce. Nasze planowanie rodziny, miejmy nadzieję, nie stawia temu przeszkód. Bo w gruncie rzeczy chodzi o nastawienie, o mentalność przyjęcia Bożej Woli, czyli przyjęcia samego Boga. Jezus, mówiąc o przyjmowaniu Jego samego, a w konsekwencji Boga Ojca, nadaje temu aktowi najwyższą rangę. Również i skutek owego przyjęcia jest najwyższej rangi: to sam Bóg przychodzi do małżeństwa poprzez dziecko. Inne słowa poruszające rodzica wybrzmiewają w zdaniu: „Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie” (Mt 18, 10). Trzeba się strzec, by nigdy nie zlekceważyć osoby nienarodzonej. Jako dziecko usłyszałam na katechezie w szkole, że człowiek posiada nieśmiertelną duszę od poczęcia. A więc ma swojego Anioła Stróża. A on wychwala Boga w niebie, tak jak aniołowie każdego innego człowieka. Wtedy uświadomiłam sobie, że takie poczęte maleństwo jest pełnoprawnym człowiekiem, bo w perspektywie wieczności jego życie niczym nie różni się od życia tych, którzy się narodzili. Pan Bóg przywiązuje wagę do malutkich. Jezus identyfikuje się z maluczkimi i wysławia Ojca, że zakrył pewne sprawy przed mądrymi, a objawił je prostaczkom. Bo takie było upodobanie Ojca (por. Mt 11, 24-25). Kto wie, czy dzieci poczęte nie są Jego ulubionymi świętymi.