Rodzina duża czy mała?
- Małgorzta Tadrzak-Mazurek
- Małżeństwo
- Odsłony: 6183
Z wiekiem coraz mniej rzeczy mnie denerwuje. Ale jest coś, co denerwuje mnie nieodmiennie i wciąż tak samo. To wkładanie wszystkich młodych ludzi do jednego worka i posądzanie ich o egoizm, lenistwo i co tam jeszcze, bo nie chce im się mieć więcej niż jedno czy dwoje dzieci.
I żeby było jasne, zupełnie nie neguję, że jest sporo osób, które właśnie z egoizmu czy wygodnictwa nie mają dzieci, ale niewątpliwie mnóstwo młodych marzy o kolejnych dzieciach, a naprawdę nie może ich mieć… I to nie tylko z przyczyn medycznych. Nie może ich mieć, bo ich posiadanie to w naszych warunkach heroizm. A czy wolno nam masowo od wszystkich wymagać heroizmu? Tak, tak wiem po wojnie warunki były jeszcze gorsze, a przyrost największy, podobnie w latach osiemdziesiątych. Ale gorsze były wyłącznie warunki materialne, a nie klimat wokół dzieci. Nikt nie mówił o rodzinie „patologiczna” tylko dlatego, że miała dużo dzieci. Dziś niestety to się zdarza. Nawet ustawodawcy w jednym ciągu wymienia alkoholizm, bezdomność, wielodzietność… Tak, jakby to było oczywiste, jakby się rozumiała samo przez się… Więc powtarzam, czy naprawę wolno nam oczekiwać od wszystkich małżonków, że nie będą zwracali na to uwagi?
Wolno nam wymagać heroizmu od siebie! To na pewno! Ale już niekoniecznie od innych… Bo decyzja o dużej rodzinie w naszej polskiej – pozbawionej polityki prorodzinnej – rzeczywistości, stała się decyzją wymagającą niebywałej odwagi. I nie tylko dlatego, że dziecko jest dobrem luksusowym, że podatek VAT na artykuły dziecięce jest największy w Unii Europejskiej i wynosi 23 procent (a na prezerwatywy 8%), że głównym czynnikiem biedy w Polsce jest kolejne pojawiające się w rodzinie dziecka, ale także – a może przede wszystkim – dlatego, że z każdym kolejnym dzieckiem rodzina skazuje się na brak zrozumienia nawet najbliższych. Że niekiedy nawet dziadkowie zaczynają się wstydzić i uważać swoje dzieci za dziwaki. (Bo kto w dzisiejszych czasach ma piątkę dzieci? Toż to nienormalne!). Że lekarka rzuci od niechcenia: „Nie rozumiem was, młodych, wykształconych dziewczyn w trzeciej ciąży, po co wam to?”. Że pani przy piaskownicy zapyta beznamiętnym głosem, formując piękną babkę z piasku dla wnuczka: „Wszystkie te pani dzieci były planowane?”. Że położna przy porodzie czwartego dziecka powie: „No to nie muszę tu być, bo skoro urodziłaś już trzy to masz wprawę i z czwartym doskonale sobie sama poradzisz”… Że… Przykłady można mnożyć…
Jakąż zatem małżonkowie muszą mieć determinację, jaką motywację, skoro instytucje państwowe zamiast wspierać, zastanawiają się, jak jeszcze mogą złupić rodzinę? Skoro rata kredytu mieszkaniowego pochłania jedną pensję. Jaką? Że mimo ewidentnego zubożenia, ostracyzmu społecznego i często rodzinnego, decydują się otworzyć na życie i przyjmować kolejne dzieci. Ja właściwie znam jedną: Bóg! Szczególnie tam, gdzie nie ma zbyt wielu pieniędzy. Dlatego patrzę na takie rodziny z ogromnym podziwem i chylę czoła i przed matkami, i przed ojcami. Bo tak naprawdę wybrali najlepszą cząstkę. Bo cóż po nas pozostanie? Dom? Pieniądze? Samochód? Nie! Pozostaną tylko dzieci! Ale wiem też, że w dzisiejszych czasach to niemalże męczeństwo i nie każdy jest do tego powołany.
Zatem nie oceniajmy zbyt pochopnie innych, nie wkładajmy wszystkich do jednego worka. Ani tych, którzy mają jedno dziecko, bo sama znam osoby ogromnie cierpiące z tego powodu (jedni nie mogą mieć więcej dzieci, a inni są w tak dramatycznej sytuacji rodzinnej, że modlą się, żeby z tego wybrnąć i móc przyjąć kolejne pociechy). Ani tych, którzy mają większą gromadkę potomków, bo nie dlatego te dzieci są na świecie, że rodzice nie znają się na antykoncepcji albo, że ona zawiodła.
I na koniec banał – ale czasami dobrze jest sobie przypomnieć oczywistości – każde generalizowanie jest raniące! A Pan Bóg dla każdego z nas ma inne powołanie. Jednych powołuje do bycia w wielkiej rodzinie, innych do wychowania jedynaka. I każde z tych powołań może być niesłychanie trudne. Najważniejsze jednak, żeby stanąć w prawdzie przed Panem Bogiem i dostatecznie poznać własne motywacje i spytać Go, co jest jego wolą na moje życie. I wyrazić na nią zgodę.