Przygotujcie_si_zmniejszacz-pl_49395Wywiad (cz.II) z dr. Mieczysławem Guzewiczem - konsultorem Rady d/s Rodziny Konferencji Episkopatu Polski

Jak to się dzieje, że współżycie, które po ślubie buduje jedność pomiędzy kobietą i mężczyzną, przed ślubem ją niszczy?

dr Mieczysław Guzewicz.: W małżeństwie chodzi przede wszystkim o jedność duchową. Pełna jedność małżeńska nie ogranicza się tylko do zjednoczenia seksualnego, ono jest tylko jednym z wielu elementów zjednoczenia duchowego. Jednością duchową jest wspólne odniesienie do Pana Boga. Jeśli jedność fizyczna i uczuciowa nie będą oparte na duchowej, to nie będzie pełnej jedności. Będzie to tylko zaspokojenie doraźnych potrzeb w obrębie uczuć, emocji i ciała. Młodzi ludzie często mówią, że się dobrze rozumieją, dogadują i kochają i niestety, błędnie myślą, że kolejnym krokiem ku budowaniu jedności jest właśnie jedność fizyczna. To błąd, ponieważ jedność duchowa jest możliwa tylko w odniesieniu do Boga, a poprzez współżycie przed ślubem, czyli grzech, odwracamy się od Niego.

Małgorzata Kania.: Dlaczego jest tak ważne, by narzeczeni zachowali czystość?

M.G.: Współżycie przed małżeństwem niszczy jedność w małżeństwie.

M. K.: A konsekwencje dla małżeństwa?

M.G.: Na przykład są sytuacje, kiedy nie można podjąć współżycia seksualnego, bo kobieta jest w zagrożonej ciąży. Czy to musi spowodować zniszczenie małżeństwa? Absolutnie nie. Co więcej, w tym przypadku brak jedności fizycznej daje możliwości budowania jedności małżeńskiej na innych płaszczyznach, poprzez ofiarę. Miłość buduje się właśnie ofiarą. Chłopak, który przed ślubem nauczył się czekać na swoją przyszłą żonę, będzie umiał na nią czekać również i w małżeństwie.

 

M.K.: Wielu młodych, wierzących ludzi, postanawia czekać ze współżyciem seksualnym do ślubu, ale nie potrafią tego uargumentować. Jakie argumenty przemawiają za tym, że warto poczekać ze współżyciem do dnia ślubu?

M. G:. Skoro miłość, na którą wszyscy czekamy, definiuje się poprzez ofiarę, to właśnie okres wstrzemięźliwości seksualnej jest czasem, kiedy możemy ją uszlachetnić, nadać jej wartość. Skoro rezygnuję dla niej ze współżycia (jest to szczególnie trudne dla mężczyzny), to ta miłość nabiera większej wartości. Drugi argument jest taki, że w małżeństwie będą sytuacje, kiedy zbliżenie fizyczne nie będzie możliwe (zagrożona ciąża, choroba współmałżonka) i będzie trzeba umieć wytrwać nawet kilka miesięcy. Czystość przedmałżeńska przygotowuje nas do tego, że gdy pojawią się takie sytuacje, łatwiej będzie można sobie z nimi poradzić.

M.K.: Ten argument sprawdza się również w sytuacji emigracji zarobkowej, kiedy małżonkowie muszą się rozstać na dłuższy okres czasu.

M.G.: To prawda, i niestety, obserwuje się na emigracji wzmożoną liczbę zdrad. Nie jest to kwestia tylko odległości, bo są małżeństwa, które mimo trudności potrafią się kochać jeszcze bardziej, a okres rozłąki traktują właśnie jako dowartościowanie ich miłości. Wiedzą, że będzie im ciężko, ale ponoszą tę ofiarę w imię wyższych celów. Jednak innym przypadkiem – i niestety coraz częstszym – jest to, że współmałżonek wykorzystuje odległość do nawiązywania innych znajomości.

M.K.: Dlaczego tak się dzieje? Czy oznacza to, że małżonkowie od początku nie traktowali poważnie przysięgi małżeńskiej?

M.G.: Przysięga małżeńska jest nam nie tylko dana, ale przede wszystkim zadana. Nadajemy jej moc poprzez trud, jaki wkładamy do jej realizowania właśnie przez to, że rezygnujemy z bliższych kontaktów z innymi osobami przeciwnej płci. Okres pracy nad wiernością przysiędze zaczyna się już w narzeczeństwie, albo i jeszcze wcześniej.Jeśli przed ślubem było współżycie, czyli łamanie przykazania „nie cudzołóż”, to gdzieś otwiera się furtka. Często wierzący młodzi ludzie mówią: „no, tak, Bóg powiedział: nie cudzołóż, ale my się kochamy, to dlaczego nie możemy pozwolić sobie na coś więcej?” Szukają uzasadnienia i usprawiedliwienia swoich czynów przed sobą, przed rodziną, w konfesjonale. To jest kombinowanie przed Panem Bogiem, przed sobą samym i drugim człowiekiem, po prostu relatywizm moralny. A Bóg mówi jasno: „nie cudzołóż”. Nie da się trochę pocudzołożyć, a trochę nie. Cudzołóstwo albo jest, albo go nie ma. Otwarcie tej furtki w narzeczeństwie powoduje, że ten mechanizm jest później przenoszony na życie małżeńskie. Gdy zdarza się, że trzeba wyjechać na emigrację, ta otwarta furtka nadal pozostaje. Mąż myśli: „jest żona, są dzieci, ale nic się nie stanie, jak trochę sobie poflirtuję z jakąś dziewczyną”. Zdrada fizyczna rozpoczyna się od zdrady psychicznej, emocjonalnej, duchowej. Wchodzi się w związek z drugą osobą z przekonaniem o niewinności: „przecież nic się nie stanie, jeżeli sobie dłużej porozmawiam z inną kobietą, albo częściej się z nią będę spotykał”. To już jest zdrada emocjonalna, duchowa. Prędzej czy później podczas tych dłuższych rozmów, częstszych spotkań, mówi się tej drugiej osobie rzeczy, które zarezerwowane są tylko dla współmałżonka. A wszystko to dzieje się tak, bo wcześniej w okresie narzeczeństwa zabrakło wierności, czyli radykalizmu.

M.K.: Dziękuję za rozmowę.

Mieczysław Guzewicz, ur. w roku 1959, od 29 lat w małżeństwie, ojciec 3 dzieci, doktor teologii biblijnej, konsultor Rady d/s Rodziny Konferencji Episkopatu Polski, członek Diecezjalnej Rady Duszpasterskiej Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej oraz Diecezjalnej Komisji d/s Rodziny. Autor licznych publikacji i opracowań z zakresu problematyki małżeństwa i rodziny. Prowadzi rekolekcje, konferencje i prelekcje dla chorych, środowisk medycznych, duszpasterzy, doradców życia rodzinnego, narzeczonych, małżonków i rodziców.