W Małżeństwie oddajmy się Bogu
- Aurelia Pawlak
- Wywiadownia
- Odsłony: 6531
Rozmowa z ojcem Grzegorzem Jankowskim, jezuitą, dyrektorem Ignacjańskiego Centrum Formacji Duchowej w Gdyni
Aurelia Pawlak: Drobne nieporozumienia, konflikty, kryzysy w małżeństwie są zjawiskiem normalnym. Małżonkowie wywodzą się przecież z różnych środowisk i mają odmienne charaktery.
Stąd też nawet przy najlepszej woli występują zgrzyty. Skąd bierze się łatwość z jaką we współczesnych czasach mąż i żona poddają się egoizmowi i zamiast zadbać o utrzymanie związku małżeńskiego decydują się na rozwód?
Grzegorz Jankowski: Z jednej strony poddawanie się egoizmowi jest stare jak świat. Pan Bóg tłumacząc nam przyczyny zła i naszych słabości, ukazując na kartach Pisma Świętego grzech jako źródło braku miłości zwraca naszą uwagę na to, że trzeba być zawsze czujnym wobec pokusy egoizmu. Jezus grzech zwyciężył, ale nieustannie uczymy się jak wprowadzać w naszą codzienność to zwycięstwo i umiłowanie dobra bliźniego przed dobrem własnym. Z drugiej strony współczesne czasy, zwłaszcza w swojej przestrzeni publicznej, tworzą może bardziej niż kiedyś atmosferę pogoni za osobistym zyskiem, korzyścią, przyjemnością. Niestety, te antywartości, które reklamowane są na każdym kroku, formują nasze wnętrze i czasem nawet niezauważenie kształtują w nas przyzwyczajenie, niemalże instynktowne, aby „nie stracić”, aby „mieć coś dla siebie”, aby nie dać się drugiemu wykorzystać. Chłoniemy taki przekaz i stąd, o ile świadomie nie sięgamy po przekaz prawdziwych wartości i nie pracujemy nad sobą , zauważamy ową łatwość poddawania się egoizmowi. Nasza zdolność do ofiarnej miłości wydaje się być dzisiaj szczególnie osłabiona. Tymczasem jesteśmy jako ludzie zdolni do takiej miłości, ofiarności, wierności, bo jesteśmy stworzeni na podobieństwo Boga, który w taki sposób kocha. Nie ćwiczymy w sobie tych umiejętności, poddając się łatwemu przekazowi dzisiejszej cywilizacji egoizmu i idziemy niejako z prądem tego świata. Hołdujemy słabości, domagając się dla niej publicznego hołdu, uznania. Zapominamy, że grzech i słabość nie mają mieć ostatecznie władzy nad nami i że Jezus Chrystus pragnie te nasze słabości uleczyć. Może za mało słyszymy ów przekaz dobrej nowiny. Wydaje się, że współczesne czasy niejako usypiają naszą zdolność do wytrwałej miłości, a zachęcają bardziej do lenistwa i wyborów po najmniejszej linii oporu. Bardziej może ćwiczymy zatem w życiu egoizm niż dobre uczynki.
W tradycji duchowej Kościoła mamy wiele szkół duchowości, które proponują takie ćwiczenie się w dobru. Jedną z nich jest szkoła duchowości ignacjańskiej, która proponuje za świętym Ignacym Loyolą, założycielem Jezuitów i twórcą tej szkoły, metodę nazwaną przez niego dosłownie „ćwiczeniami duchowymi”. Dom rekolekcyjny, w którym pracuję czyli Ignacjańskie Centrum Formacji Duchowej w Gdyni, prowadzi rekolekcje właśnie w formie takich ćwiczeń duchowych.
AP: W jaki sposób można pomóc ludziom, którzy przechodzą małżeński kryzys i nie widzą wyjścia z sytuacji w której się znaleźli?
GJ: Widziałbym tu kilka możliwości. Po pierwsze ważne, aby takie małżeństwa usłyszały dobrą nowinę, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Jeżeli konsekwentnie będziemy wyciągać praktyczne wnioski z naszej wiary w Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego, to skoro grzech i śmierć nie są dla Boga sytuacjami bez wyjścia, to tym bardziej kryzys małżeński. Z tego wynika że rzeczywiście trudno jest wyjść z kryzysu o własnych siłach. Potrzebujemy pomocy, odwołania się do czegoś poza nami. Z jednej strony potrzebne jest odwołanie się przez modlitwę do Boga, do łaski sakramentu małżeństwa, która daje oparcie w ludzkiej słabości i chwilach trudu. Z drugiej strony Pan Bóg działa przez ludzi. Ważne zatem będzie poszukanie pomocy w takiej sytuacji kryzysu. Równie ważne będzie też to, aby małżeństwa, które przeszły szczęśliwe przez różne kryzysy dzieliły się tym doświadczeniem i ewangelicznie szukały tych, którzy się pogubili, a przynajmniej, aby były gotowe służyć taką pomocą, gdy ktoś się do nich zwróci. Istnieje dzisiaj wiele form pomocy małżeństwom, które doświadczają kryzysu. Jedną z nich jest organizowana w domu rekolekcyjnym w Gdyni forma weekendowych rekolekcji, które uczą komunikacji pomiędzy małżonkami. Dzieje się to w atmosferze wiary i przez odniesienie do Boga, tym nie mniej, oferowane są małżonkom praktyczne narzędzia do wzajemnego porozumienia i podjęcia czasem po latach szczerej rozmowy o tym, co dzieje się pomiędzy nimi. Ten rodzaj formacji prowadzi u nas ruch „Spotkania Małżeńskie”. A dla tych, którzy, po przejściu poważniejszych chwil kryzysowych, poszukują także głębszej duchowości w małżeństwie proponujemy rekolekcje prowadzone przez nowo powstałą wspólnotę „Kochać i służyć”, która łączy elementy praktycznej komunikacji w małżeństwie z duchowością ignacjańską i modlitwą w formie „ćwiczeń duchowych”.
AP: Miłość nie łatwo znaleźć, a jeszcze trudniej ją utrzymać. Bywa, że osoby z długoletnim stażem są tak znudzeni, że nie potrafią ze sobą rozmawiać. Czy jest sposób, by ożywić gasnący związek małżeński i sprawić, by małżonkowie odnaleźli się na nowo?
GJ: Myślę, że można wskazać wiele sposobów, niemalże „instrukcji rozwiązania problemu”. Niewątpliwie jednym z nich będzie wytrwałość w rozmawianiu pomiędzy małżonkami o tym, co dzieje się w ich wzajemnej relacji. A zatem w praktyce taka sytuacja wymaga decyzji, że chcemy rozmawiać, wymaga także zaplanowania czasu na małżeńską rozmowę i odwołując się do wierności małżeńskiej, trzymania się pewnych zasad wzajemnego dialogu, aby niezależnie do tego, co mamy sobie do powiedzenia, nawet bolesnego, ten dialog nie ustał. Mam jednak wrażenie, że oprócz praktycznych instrukcji rozwiązania kryzysu potrzebujemy dzisiaj także zrozumienia, że czas pozornej „nudy”, posuchy lub wypalenia jest normalnym etapem każdej relacji między osobami. Fascynują nas wielcy mistycy, którzy przechodzili ciemne noce oczyszczenia w relacji z Bogiem. Wywarło na nas duże wrażenie doświadczenie błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty, której listy zostały opublikowane kilka lat temu i zaskakiwało nas, jak opisywała ona swoiste „opuszczenie przez Boga”. Natomiast, gdy myślimy o relacji dwóch osób w małżeństwie, to nie bierzemy pod uwagę, że ta relacja rządzi się tymi samymi prawami. Czas dystansu, braku „doznań emocjonalnych” jest normalnym etapem wzrostu. Nie zawsze oznacza on zagrożenie. Wydaje się, że jest on normalnym i koniecznym doświadczeniem, w którym miłość dwóch osób się oczyszcza, aby stać się jeszcze głębsza. Myślę, że brakuje nam dzisiaj takiej świadomości, którą oferuje nam skarbiec duchowości Kościoła.
AP: Młodzi ludzie czasami dość pochopnie decydują się na zawarcie małżeństwa. Takiej decyzji często towarzyszy niedojrzałość emocjonalna, zauroczenie, fascynacja, brak wyobraźni, zapominanie, że małżeństwo to ciężka praca połączona ze sztuką kompromisu. Jak można narzeczonym pomóc w dobrym rozeznaniu uczuć?
GJ: Kiedyś takie rozeznawanie uczuć i kształtowanie się osobistego charakteru miało miejsce w zwyczajnych relacjach rodzinnych i społecznych. Dzisiaj widzimy, że te naturalne środowiska doświadczają różnego rodzaju słabości i rozbicia, w którym młodzi ludzie nie znajdują przyjaznego, a często z powodu obojętności wręcz żadnego wysłuchania i pomocy. Panuje przekonanie, że możemy kupić zabawki, abonament telewizyjny i internetowy oraz dobrą szkołę dla swoich dzieci i one załatwią za nas problem ich dorastania. Potrzebujemy przyjaznego przyjęcia młodych i oferowania im szczerych relacji, w których mogliby oni sprawdzać swoje osobiste doświadczenie i usłyszeć zarówno słowa wsparcia jak i przyjąć rzucane im wyzwania i wymagania. Wszystko zatem, co pomaga młodym przekraczać naturalne dla ich momentu dojrzałości skoncentrowanie na sobie, będzie tutaj pomocne. Nie mają oni przecież pozostać na tym etapie dojrzałości, ale nieustannie wzrastać. Bardzo popularne stają się dzisiaj różne sposoby aktywizacji młodych na rzecz potrzebujących na przykład przez różne formy wolontariatu. Oczywiście częścią tej osobistej wewnętrznej formacji jest też dbałość o stronę duchową. Na pewno różne współczesne ruchy w Kościele i szkoły duchowości, które proponują konkretne programy formacji osobistej, mogą pomóc młodym nazwać to, co się w nich dzieje, uporządkować i wreszcie zintegrować w coraz dojrzalszej osobowości.