W_obliczu_śmierciTeraz już nic nie czuł. Dostrzegał tylko jak przez mgłę ludzkie cienie, aż w końcu i one zniknęły. Widział jedynie jasne światło, które jednak nie raziło oczu. Nie słyszał hałasu, był spokojny. Nic, co było dotąd, nie było już ważne.

Błoga cisza i to miłe, miękkie światło otulające zewsząd, jakby go unosiło w powietrzu. Nie widział nikogo, ale wiedział, że nie jest sam. Nie bał się, choć przecież nie był tu jeszcze nigdy….

Tłum młodych gniewnych jakby nie zauważył leżącego na ziemi chłopaka. Niektórzy potknęli się o niego, ale nikt się nie zatrzymał. Z przodu był cel, do którego dążyli: dworzec. Tam policja oddzieli ich od goniących. Mecz się zakończył, ale nie dla nich. To igrzyska! Następnym razem to oni będą wilkami, goniącymi zwierzynę. Role się odwrócą. Odbiją sobie porażkę. Wszystko zgodnie z prawem: oko za oko, ząb za ząb. Gdyby te zasady opisać słowami, to pierwszy punkt byłby: Będziesz nienawidził i czyń co chcesz…

W oddali słychać sygnał karetki. Na ulicy plamy krwi. Tu też trwa wyścig z czasem i też stawką jest życie. Ważne są sekundy, bo stan jest krytyczny.

Wybór

W ciszy szpitalnej sali słychać bicie serca podłączonego do aparatury chłopaka. Jeszcze przed chwilą był w gronie kolegów, jeszcze przed chwilą czuł więź i jedność z grupą, i nienawiść do innej grupy, po drugiej stronie boiska. Jeszcze przed chwilą mówił, że jedzie na mecz, chociaż w głębi serca wiedział, że jedzie, bo będzie „zadyma”. Czuł w sobie moc, płynącą z jedności z tyloma, którzy czują i myślą podobnie. Czuł dreszczyk emocji.

Teraz jest sam. Nie ma przy nim nikogo z tych, z którymi przyjechał. Gdzie są? Dlaczego nikt go nie bronił, dlaczego nikt z nim nie został?

Nie przypuszczał, że tak się to zakończy. Nie przypuszczał, że nie uda mu się uniknąć ciosu kijem. Nie przypuszczał, że stanie na granicy życia i śmierci.

Jeśli przeżyje, będzie uchodził za męczennika sprawy i za bohatera. Tylko po co? Dla kogo? Nie ochroni nikogo przed kolejnym ciosem. Nie zmniejszy agresji. Nie przywróci ludzkich cech przeciwnikom. Nie otworzy im oczu na bezsensowny dramat, jaki sobie wzajemnie gotują za każdym razem.

Pociąg ruszył, a oni chronieni kordonem policji słyszeli jeszcze krzyki goniących ich „kibiców” i odgrażanie się, że jak przyjadą do nich, to się rozliczą… Kiedy dotarli do swojego miasta, byli już umówieni na kolejne spotkanie – rewanż za odniesione rany.

Rozchodzili się do domów, porzucając kije i łańcuchy. Zmieniali się na powrót w spokojnego chłopaka z osiedla, i tylko ukryty, wewnętrzny podpis lojalności z grupą był znakiem, że „bestia” usnęła, ale w każdej chwili może się przebudzić. Taki kamuflaż pozwala się ukryć i przetrwać do czasu… Jutro pójdzie po ziemniaki i wyniesie śmieci. Musi się starać, bo inaczej „starzy” nie puszczą go na kolejny mecz…. a tak, nawet jeśli usłyszą coś w telewizji, to nie uwierzą, że ich syn był w tej grupie.

Delikatnie nakładane opatrunki i troskliwie poprawiana poduszka dawała ulgę i koiła ból. Uśmiech chodzących koło niego osób tak różni się od grymasu ust kolegów. Tu nikt nie krzyczy na całe gardło; mówią ściszonym głosem, inaczej niż on i inni, tam na stadionie i na ulicy prowadzącej na dworzec…

Droga krzyżowa

Zasypiał i budził się, nie wiedząc, jak rozdzielić te dwie rzeczywistości.

Przerażała go ulica z krzyczącym tłumem, wymachującym pięściami. Wszyscy wpatrzeni w jedno miejsce coś wołali…. Podchodził coraz bliżej. Nagle zobaczył swoje odbicie w szybie sklepu. Ma, jak inni, podniesioną w górę rękę, i jak inni krzyczy: Precz z nim, ukrzyżuj – nie wie za co, ale krzyczy, bo czuje więź z innymi, którzy robią podobnie.

Już dobrze, to tylko zły sen – słyszy ciche słowa pielęgniarki. Światło księżyca przebija się przez żaluzje i pada na wiszący na ścianie krzyż. Nagle jakieś dalekie wspomnienie dzieci, bawiących się na podwórku, kolegów z ławki szkolnej, i planów, które mieli na przyszłość…W żadnym z nich nie ma tych, które teraz się dokonały. Dlaczego więc tak się stało? Dlaczego poszedł tą drogą?

Będziesz miłował… Zaczął się rozglądać za twarzami apostołów, których pamiętał z lekcji religii, ale nie widział nikogo z aureolą. Chciał spytać o tyle spraw, chciał powiedzieć, że coś musi zrobić ze swoim życiem.

Znów dostrzegł jakieś mgliste cienie nad sobą i usłyszał głosy. Ktoś zwracał się do niego i pytał: – Słyszy mnie pan? Jak pan ma na imię? Usiłował powiedzieć, że szuka apostołów, że ma na imię…

Ktoś do kogoś powiedział: – Ma szczęście, najgorsze minęło. Możecie wpuścić jego matkę i dziewczynę. Niech chwilę posiedzą przy nim…

Na ścianie wisiał krzyż, a cienie siedzących przy jego łóżku osób uzupełniły obraz Golgoty.