Emevil fotoliaLekcje Oli w poniedziałek kończą się po czternastej, po czym jest tenis, później dom i odrabianie pracy domowej, a wieczorem przychodzi pani od angielskiego. Wtorek jest basen, w środę tańce, w czwartek konie i znowu angielski.

Piątek został wolny, ale właśnie pojawiły się jazdy na nartach, może warto by było… taka umiejętność będzie jak znalazł… Bo jeśli nie teraz to kiedy? Skoro są pieniądze i możliwości, to dlaczego tego nie wykorzystać? Będzie miała lepszy start.

Wiadomo, że angielski to teraz podstawa, tenis taki prestiżowy, pewnie się kiedyś przyda, a konie i taniec tak lubi, że rodzice nie śmieli jej odmówić. Basen świetny na postawę… To nic, że właściwie w CV mama mogłaby już wpisać zawód taksówkarz, bo praktycznie jeździ tam i z powrotem po mieście w tych wiecznych korkach, to nic, że wieczorem pada dosłownie ze zmęczenia, ale przecież nie odmówi tego swojemu dziecku. Ona tego nie miała. Nawet pomarzyć o tym nie mogła… Niech chociaż Ola ma…

I Ola ma! Tylko czasami patrzy tęskno, jak dziewczynki z sąsiedztwa rozstawiają namiot w ogródku, bo się zrobiło ciepło, znoszą koce, lalki, stare ubrania, nożyczki… Szyją ubranka… Ich mama się trochę martwi, że tak marnują czas, który przecież tak pożytecznie można by wykorzystać. Ale cóż robić, cóż robić, skoro pieniędzy brak i na basen, i nawet na angielski… Gdyby tylko mogła… Na szczęście nie może, bo pewnie wtedy też zafundowałaby koszmar swoim córkom…

Bo w tym szaleńczym wyścigu, co dziecko powinno umieć i jakie umiejętności jeszcze nabyć w dzieciństwie, osiągnęliśmy już granice absurdu. Tak bardzo chcemy „ułatwić start” naszym dzieciom, że… już na starcie podcinamy im skrzydła, nadmiernie obciążając. Bo kto powiedział, że muszą wszystko umieć, że muszą umieć, pływać, żaglować, jeździć na nartach, ba, kto powiedział, że (uwaga będzie drastycznie, osoby o słabszych nerwach nie powinny tego czytać!) muszą znać perfekcyjnie angielski? I za jaką cenę? Totalnego przemęczenia, braku czasu dla rodziców, rówieśników, utraty podwórka? Tak, podwórka. Bo ono jest niezmiernie ważne w rozwoju naszych dzieci. Zwyczajne, nieformalne relacje między rówieśnikami, do których wstępu nie mają dorośli. To także jest ważne, szczególnie dla tych dzieci, które nie mają rodzeństwa.

Cóż więc z tym zrobimy? Może dajmy trochę odsapnąć naszym dzieciakom, może nie planujmy im każdej minuty, może w tej trosce o nie posuwajmy się za daleko. Pozwólmy im czasami pobyć dziećmi, poleniuchować, ponudzić się… Nuda także może być bardzo twórcza.

A może już jest za późno? Może tak bardzo nie potrafimy przebywać ze swoim dzieckiem, bo do tej pory wciąż tkwiło na różnego rodzaju zajęciach pozalekcyjnych, że na samą myśl, że trzeba by było zwyczajnie spędzić z nim czas wpadamy w panikę? Spokojnie! Niech pomieszka trochę w domu. Niech zwyczajnie pobędzie z nami. Naprawdę nie trzeba nic wielkiego. Po prostu być. To żadna filozofia. Do tego nie trzeba specjalnych umiejętności.

A ile się nauczy! I naprawdę nie jest to marnowanie czasu!