Fasfotographik-fotoliaNa zachodzie przeszła, w Polsce trwa – dyskusja, czy dziewczynki mogą służyć przy ołtarzu jako ministranci. Ale oto pojawia się nowe pytanie: czy chłopcy mogą sypać kwiatki? Temat wywołała sytuacja w pewnej parafii, gdzie wśród sypiących kwiatki był chłopiec.


Dla jednych to kwestia tradycji, dla innych problem liturgiczny, jeszcze inni patrzą na to z perspektywy równouprawnienia (lub nie). Tymczasem dla psychologa chłopiec sypiący kwiatki to zupełnie inny problem, niż dziewczynka ministrantka. Nie jest to problem moralny, teologiczny ani liturgiczny; istota problemu leży gdzie indziej: w obszarze tożsamości płciowej.
Nie ma NORMALNEGO chłopca, który chciałby (albo zgodziłby się, gdyby był zmuszany przez mamę) sypać kwiatki. Takie niemęskie zachowanie kilkulatka świadczy o zaburzeniu jego identyfikacji płciowej, które później może przybrać formę prehomoseksualizmu lub transseksualizmu. Nie jest jego winą, ale jest wynikiem układów rodzinnych – matki, która wiąże chłopca ze sobą i ojca, który nie uczy syna, jak być mężczyzną. Najprawdopodobniej występują oba czynniki: wycofany albo w ogóle nieobecny ojciec, i matka, która nie zdając sobie z tego sprawy, jest nadmiernie zaangażowana w życie syna; w ekstremalnych przypadkach granice pomiędzy nią samą a synem zacierają się. Gdy ma słabą lub zaburzoną relację z mężem, przenosi swoje potrzeby emocjonalne na syna. Zatem mamy zdystansowanego ojca, nadmiernie zaangażowaną matkę i wrażliwego emocjonalnie chłopca, który spełnia odczytywane podświadomie pragnienia matki.
Z drugiej strony sytuacja może być odwrotna: chłopiec od początku wybiera dziewczęce zabawki, stroi się w sukienki sióstr (a jeśli ich nie ma – owija się ręcznikiem, udającym spódniczkę...), dopomina się, aby traktować go jak dziewczynkę i reaguje depresją (lub agresją) na ingerencję dorosłych. To on sam mógł wymusić na rodzicach zgodę na sypanie kwiatów. Nie zmienia to jednak faktu, że u podstaw jest jakiś problem.

Co zatem zrobić?
W tym konkretnym wypadku – chłopca sypiącego kwiatki – porozmawiać z rodzicami. Przełamać opór matki, jeżeli ona za tym stoi, albo wspierać matkę, jeżeli chce, ale nie umie pomóc chłopcu. Zaangażować ojca i wycofać chłopca z sypania kwiatków, delikatnie i stanowczo tłumacząc, ale tak, żeby nie odebrał tego jak zakaz, tylko jako zachętę, typu: „Stary, to nie dla chłopaków. Zostaw to dziewczynom, my mężczyźni mamy inne zajęcia". Jeżeli ojca nie ma, rola ta – i jest to obowiązek sumienia! – spada na mądrego wychowawcę albo światłego kapłana, którego wpływ na życie chłopca może być bardzo duży. Potem powoli trzeba pomóc chłopcu być mężczyzną.
Natomiast w innych, podobnych przypadkach, kiedy zdziwienie albo niepokój budzi zachowanie chłopca, przede wszystkim nie można tego nie lekceważyć. Argumenty typu: „przecież on z tego wyrośnie" mogą świadczyć o beztrosce rodziców, która może być bardzo groźna, a konsekwencje trudne do cofnięcia, lub o wypieraniu przez nich problemu, co jest równie groźne i w dodatku nieskuteczne. Udawanie, że problemu nie ma, sprawi, że za jakiś czas będzie ich kilka...

Współcześnie coraz częściej spotykamy się z tzw. rozmywaniem płci. Stoją za tym środowiska feministyczne i ruchy gejowskie i niestety, osiągnęli już bardzo dużo. Ale nie osiągną więcej, jeżeli naszych synów będziemy wychowywać na mężczyzn, prawdziwych mężczyzn – nawet jeżeli mężczyzna ma dopiero 2 latka.
Wkrótce w wydawnictwie „W drodze" ukaże się książka o dzieciach prehomosekusalnych, a ścisłej o zapobieganiu homoseksualizmowi u dziecka poprzez odpowiednie oddziaływanie wychowawcze. Autor to największy światowy autorytet w tej dziedzinie; wykazuje, że to nie drobnostka, a jeżeli zacznie się działać odpowiednio wcześnie, to można chłopaka uratować.