Unieważnienie małżeństwa w Kościele - Zbyt łatwo mówimy: koniec
- Aurelia Pawlak
- Wywiadownia
- Odsłony: 6359
Rozmowa z księdzem RAFAŁEM PAJSZCZYKIEM, wiceoficjałem Metropolitalnego Sądu Duchownego w Poznaniu
Aurelia Pawlak: Co sprawiło, że konkubinaty stały się formą zastępczą dla sakramentalnego związku małżeńskiego? Dlaczego to zjawisko zostało tak szybko zaakceptowane społecznie?
ks. Rafał Pajszczyk: Moim zdaniem przyczyna jest podwójna. Pierwsza odnosi się do Pana Boga, a wynika ze słabej wiary, bo ludzie nic sobie nie robią z Bożych przykazań. Stąd też zakaz Boży „nie cudzołóż” nie robi na nich wrażenia. Drugi powód ma charakter bardziej przyziemny: ludzie dzisiaj nie potrafią dać „słowa honoru”, co więcej, nie wiedzą, co to słowo znaczy w takim rozumieniu, w jakim pojmowali je nasi przodkowie, którzy za to oddawali życie. A małżeństwo wiąże się właśnie ze słowem honoru, danym Panu Bogu i drugiej osobie. Mam na myśli nierozerwalność i wierność, czyli wyłączność.
Natomiast konkubinat jest o wiele łatwiejszą formą życia. Łatwiejszą, bowiem nie daje się takiego słowa honoru i w momencie, gdy przestajemy się rozumieć, gdy się sobą znudziliśmy, to się rozstajemy i każdy zaczyna życie na własny rachunek. Określenie „konkubinat” jest bardzo niechętnie przyjmowane przez pary, które prowadzą takie życie, dlatego, że kojarzy się ze środowiskami patologicznymi. Czasami czytamy w gazetach, że konkubent lub konkubina dopuścili się przestępstwa. Słowo to zawiera więc bardzo negatywny ładunek emocjonalny. To sprawia, że pary żyjące w konkubinacie wzbraniają się przed takim określeniem. Wolą używać określenia przyjaciel, przyjaciółka, partner lub partnerka, wolny związek, wspólne zamieszkanie. Jednak w świetle prawa Bożego i moralności katolickiej właśnie w takim patologicznym związku żyją. Smutne jest to, że rodzice często akceptują takie związki, a nawet wspierają je finansowo, choć sami chodzą do kościoła i przyjmują sakramenty. Jest to sytuacja nie do pogodzenia. Zadaniem Kościoła jest uświadomienie wiernym, że to jest złe. Nie da się pogodzić postawy katolickiego rodzica z życiem sakramentalnym z jednej strony, a z akceptacją konkubinatu z drugiej. Rodzice zdecydowanie powinni swemu dziecku oznajmić: mnie się to nie podoba, bo nie podoba się to Panu Bogu.
AP: Młodzi ludzie, decydując się na małżeństwo, chyba nie są dojrzali do życia we dwoje na dobre i złe, skoro często po kilku miesiącach występują o unieważnienie sakramentu małżeństwa.
ks. RP: Przyszli małżonkowie często nie do końca zdają sobie sprawę, czym jest małżeństwo w rozumieniu nauki katolickiej. Przypomnę tylko, że jest to związek dwojga osób odmiennej płci, którego celem jest miłość wzajemna i potomstwo, a przymiotami wierność i nierozerwalność. Dla osób niedojrzałych są to pojęcia odległe i nieznane. Z drugiej strony dochodzi do tego pewna mentalność, płynąca z mediów. Mam na myśli wszelakiego rodzaju seriale telewizyjne, propagujące życie kompletnie pozbawione moralności i zasad. Młody człowiek, który łatwo ulega wpływom i sugestiom otoczenia, w takim przekonaniu wzrasta.
Bardzo poważnym problemem jest niezdolność psychiczna do podjęcia obowiązków małżeńskich. Bywa, że człowiek dojrzały intelektualnie i fizycznie jest całkowicie niezdolny do małżeństwa pod względem emocjonalnym. Przykładem może być nieumiejętność zerwania lub ograniczenia więzi z rodzicami. Jeśli ta więź jest zbyt silna, to potrafi destrukcyjnie wpływać na małżeństwo dziecka. Ważna jest także niezależność ekonomiczna; jeśli jej zabraknie, rodzina nie przetrwa kryzysu.
AP: A może źle są do tego sakramentu przygotowywani przez Kościół i nie zdają sobie sprawy z jego wagi?
ks.RP: Na poszczególnych etapach katechezy poruszane są zagadnienia z zakresu małżeństwa i rodziny. W tym momencie należałoby postawić pytanie o celowość i skuteczność edukacji młodego pokolenia. Niestety, to pokolenie nie tylko nie wie, co to jest małżeństwo, ale nie ma wiedzy z innych dziedzin życia. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że są bardzo odporni na wiedzę. Moim zdaniem Kościół w kwestii przygotowania do małżeństwa robi bardzo dużo: nie tylko oferuje katechezę podstawową, ale także kursy przedmałżeńskie, kieruje do poradni przedmałżeńskich, są także wspólnoty oraz poradnia dla małżonków przeżywających kryzys.
AP: Jakie powody podawane są najczęściej w podaniach wpływających do Sądu Metropolitalnego z wnioskiem o orzeczenie nieważności związku małżeńskiego?
ks.RP: Nowy Kodeks Prawa Kanonicznego, obowiązujący od 1983 roku, ogłoszony przez papieża Jana Pawła II, wnosi nowy powód, którego nie było w starym kodeksie: niezdolność z przyczyn natury psychicznej do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich. Niektórzy słysząc słowa „natury psychicznej” utożsamiają ten termin z chorobą psychiczną. To błąd. Można być na przykład profesorem wyższej uczelni, posiadać ogromną wiedzę, a być niezdolnym do małżeństwa. Mało tego, można być zdolnym do małżeństwa, ale niezdolnym psychicznie do małżeństwa z tą akurat osobą. Ta niezdolność psychiczna może się przejawiać w przeróżny sposób. Tak, jak już wspomniałem wcześniej, zależność od rodziców, brak przygotowania do utrzymania rodziny, uzależnienie od alkoholu, hazardu, narkotyków. W procesie o nieważność małżeństwa trzeba udowodnić, że wszystkie cechy, wskazujące na tę niezdolność są zakorzenione w okresie przedmałżeńskim. Jeżeli ktoś zaczął nadużywać alkoholu podczas trwania małżeństwa, bo nie mógł się porozumieć ze współmałżonkiem, to nie można takiego dowodu brać pod uwagę w procesie orzekania nieważności małżeństwa. Ale gdy udowodnimy, że skłonności do alkoholu były od dzieciństwa lub młodości, a w trakcie małżeństwa się uaktywniły, to zmienia postać rzeczy. Taka sama sytuacja jest w przypadku homoseksualizmu. Konieczne jest orzeczenie biegłego specjalisty, psychologa lub psychiatry. Drugim powodem unieważnienia jest fikcyjna – a więc pozorna – zgoda na małżeństwo. W praktyce oznacza to, że wyklucza się jakiś element małżeństwa, na przykład posiadanie dzieci, wierność, nierozerwalność.
AP: Nie zadziwia Księdza łatwość, z jaką katolicy, ludzie żyjący zgodnie z zasadami Kościoła, chcą rozwiązać związek małżeński? Czy zapomnieli o słowach Chrystusa „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza”?
ks. RP: Małżeństwo ze swej istoty jest nierozerwalne i nie ma w Kościele rozwodów. W potocznym znaczeniu określenie „rozwód” w Kościele nazywany jest orzeczeniem nieważności małżeństwa. Plaga rozwodów bierze się z braku dojrzałości, braku roztropności, zawierania małżeństwa w oparciu o emocje, seks, sympatię, przyjemności, zauroczenie. Jednak z perspektywy Sądu Kościelnego wcale nie jest łatwo uzyskać orzeczenia o nieważności małżeństwa. Z moich doświadczeń wynika, że coraz więcej jest wyroków negatywnych. A to świadczy o tym, że sprawy wnoszone do Sądu Kościelnego opierają się na słabej argumentacji. To są raczej pozwy rozwodowe. A takich nie rozpatrujemy.
AP: Jakie są powody coraz liczniejszego rozpadu małżeństw w Polsce?
ks. RP: Moim zdaniem jedną z głównych przyczyn jest słabość rodziny, uderzanie w nią, wyśmiewanie rodzin wielodzietnych, osłabianie więzi rodzinnych, odciąganie dzieci od rodziny. Kolejne przyczyny to rodzice pracujący od rana do wieczora, traktujący dom jak hotel. To wszystko tworzy wzorce, które dzieci powielają w dorosłym życiu. Myślę, że aby odbudować sakramentalność małżeństwa w rozumieniu Kościoła, to najpierw należy odbudować rodzinę. W dzisiejszych czasach jest coraz więcej rozbitych rodzin, co wynika z ludzkiego egocentryzmu. Proszę zauważyć, że ludzie, którzy przestali się rozumieć, dla których często wspólne życie staje się udręką, mówią „mam prawo być szczęśliwy”, więc się rozwiedźmy. A co z dziećmi? W telewizyjnych serialach, gdzie tak pięknie pokazywane są drugie związki, nic nie mówi się o dzieciach. A one po rozwodzie rodziców stają się bezdomne. Jedna niedziela u mamy, druga u taty. O tym się nie mówi, bo to jest temat prawdziwy, ale niewygodny. Kolidujący z tym trendem, który wciska się ludziom w umysły i serca. Rozbicie małżeństwo wywiera straszne piętno na psychice dziecka. Młody człowiek wchodzi w życie okaleczony i zraniony przez własnych rodziców.
AP: Czy jest sposób, by powstrzymać to zjawisko?
ks. RP: Gdy Pan Jezus umierał na krzyżu, stała przy Nim tylko garstka ludzi. To, że ludzie odchodzą od Kościoła, jest odwiecznym problemem. Tak się dzieje w każdym pokoleniu. Trzeba więc sumiennie wypełniać swoje obowiązki, i ten obowiązek ciąży na Kościele, państwie, a przede wszystkim na mediach, które powinny zrozumieć, że propagując złe wzorce szkodzą młodym ludziom.