Adwentowe oczekiwanie
- Aurelia Pawlak
- Od święta
- Odsłony: 4707
"Zachęcam wspólnoty kościelne do troski i gościnności wobec chorych braci i sióstr. Wzywam ustawodawców i rządzących, by chronili osoby niepełnosprawne i krzewili ideę ich pełnego udziału w życiu społeczeństwa".
powiedział Benedykt XVI na rozpoczynający się Adwent
Benedykt XVI modlił się w minioną niedzielę o to, aby rozpoczęty czas Adwentu przyniósł ludziom miłość, sprawiedliwość i pokój. Zachęcił do modlitewnego oczekiwania na Boże Narodzenie w świecie pustyni obojętności i materializmu. Adwent oznacza "nadejście" lub "obecność". Papież zachęcałby dać się poprowadzić Matce Bożej, aby nadchodzący Bóg nie znalazł nas zamkniętych lub roztargnionych, ale by mógł na każdego z nas rozszerzyć trochę swoje królestwo miłości, sprawiedliwości i pokoju. Współcześnie Adwent jest okresem radosnego oczekiwania na przyjście Pana. To czas, w którym warto zastanowić się nad sobą, swoim życiem, postępowaniem, stosunkiem do innych ludzi i samego siebie. To również czas na postanowienia, przemyślenia, poprawę oraz uświadomienie sobie, czym jest dla mnie wiara. Czas Adwentu, to przygotowanie i radosne oczekiwanie na święta Bożego Narodzenia. Służą temu roraty. W kościele wykorzystuje się ten okres także ma rekolekcje, pokutę i skupienie. W Adwencie powinniśmy być radośni, bo przecież Pan jest blisko. Oczekując kogoś, kogo bardzo kochamy, jesteśmy niezwykle radośni, pełni nadziei. Właśnie radość pomaga rozwinąć we właściwym kierunku nasze życie wewnętrzne i dobre relacje z bliźnimi. Wczoraj wzięłam udział w adwentowych rekolekcjach, podczas których rekolekcjonista przekazał bardzo głębokie treści. Mówił o tym, by wszytko co robimy w życiu było z myślą o Jezusie. Cóż warta byłaby Jego śmierć na krzyżu, gdybyśmy żyli z dala od niego. Wiele osób głosi teorię, że wystarczy być dobrym, by trafić do Królestwa Bożego. Nic bardziej błędnego. Takie stanowisko dawno zostało uznane przez Kościół za herezję. Żadne dobro nie spełnia swojego zadania, gdy jest czynione bez Jezusa w sercu. Często spotykamy się z poglądem, głoszonym zwłaszcza przez ludzi zagubionych, że kościół nie jest do niczego potrzebny, sakramenty zbędne, bowiem Bóg rozliczy nas z uczynków. A jeśli czynimy dobrze nie musimy się niczego obawiać. Prawda jest taka, że nie stracimy życia wiecznego, ale gdy będziemy blisko naszego Zbawcy i wszystko co robimy i będziemy robić w życiu będzie z myślą o nim. Bardzo wymownie rekolekcjonista zilustrował to przykładem kobiety, która po śmierci stanęła u bram niebios. Czekał tam na nią święty Piotr. Nie wpuścił jej przed oblicze Boga zanim nie odpowiedziała na kilka pytań. Z każde otrzymywała punkty, by przejść dalej musiała ich zdobyć 2000. Początkowo szło jej nieźle. Była dobra katoliczką, wychowała trójkę dzieci, pomagała bliźnim, szanowała rodziców, modliła się, uczęszczała na niedzielną Eucharystię, korzystała z Sakramentu Spowiedzi, była dobrym człowiekiem. Ale punktów ciągle było mało. Gdy zdobyła ich 990 i nie miała już pomysłu co powiedzieć dalej krzyknęła: „Jezu ratuj”. I o to właśnie chodziło, by myśleć o Jezusie zawsze i bez namysłu prosić go o pomoc. Żyjąc z Nim w takiej bliskości możemy być spokojni, odrzucić niepokój, strach i lęki. Głęboka wiara oparta na zaufaniu do Jezusa Chrystusa wprowadzi w nasze życie spokój. Przeżyjmy dobrze tegoroczny Adwent. Pomyślmy jak blisko jesteśmy Boga i jakie to ma dla nas znaczenie.