przebaczenieSiedząc w samochodzie czekam na żonę. Wybieramy się na mszę św. i pogrzeb znajomego. Zaczynam się denerwować, powinniśmy już dawno być w drodze do kościoła.

Proszę Jezusa o cierpliwość; udało się, jedziemy. Weszliśmy do kościoła, staramy się siadać zawsze blisko siebie. Żona poszła pierwsza, usiadła w ławce, dla mnie już nie starczyło miejsca. W rzędzie obok miejsca też były zajęte. Poszedłem do ostatniej ławki i w tym momencie ogarnął mnie ogromny smutek. Szatan rozpoczął atak. Usłyszałem podszepty: obraź się na nią, zobacz, jak się wykołowała; jak wyjdziesz z kościoła po mszy, to jedź sam samochodem; niech sobie idzie piechotą na cmentarz – wtedy dopiero zobaczy; a najlepiej to wyjdź teraz ze mszy i jedź gdzieś – to by się dopiero zdziwiła, jakby nie mogła cię znaleźć…

Przytłoczony napływem tych pokus, powiedziałem: Boże, pomóż. Przecież ja nie chcę się obrażać na żonę. Jest taka zabiegana, kupiła kwiaty na grób, chciała jak najlepiej, może nie zauważyła, że w ławce jest tylko jedno miejsce. Wszystko jej wybaczam, Panie, przyjmij mój smutek jako ofiarę za duszę zmarłego.

Za chwilę poczułem się lepiej, wrócił pokój serca, potem zupełnie zapomniałem o całym zdarzeniu. Po mszy św. pojechaliśmy na cmentarz, później wróciliśmy do domu, nasze relacje były jak zwykle pozytywne. Po chwili małżonka podeszła do mnie i powiedziała: bardzo Cię przepraszam, jest mi tak głupio. Nie wiedziałem, o co chodzi. Żona mówi: Jak weszłam do kościoła, usiadłam w ławce, nie zauważyłam, że jest tak mało miejsca. Chciałam przyjść do Ciebie, ale nie wiedziałam, gdzie jesteś. Tak bardzo źle z tym się czułam przez całą mszę i pogrzeb. Odpowiedziałem: naprawdę się nic nie stało, kocham Cię i nie chcę się na Ciebie gniewać. Wszystko Ci wybaczyłem i oddałem tę sprawę Bogu.

Odczułem w sercu, że Pan Bóg zlewa na nasze małżeństwo morze miłości, daje pokój i radość, daje szczęście i siłę do walki z przeciwnościami i cieszy się, gdy z Nim współpracujemy w kroczeniu do bram Nieba.

Chwała Tobie Boże!